Wybuch miał miejsce na centralnym Placu Tahrir, gdzie zwykle o tej porze są tłumy ludzi.
Nad tą częścią miasta, położoną na wschodnim brzegu Tygrysu, długo po wybuchu unosiły się kłęby brązowego dymu. Zniszczonych zostało co najmniej osiem pojazdów.
Na miejscu doszło też do antyamerykańskiej demonstracji. Iracka policja oddała serię strzałów ostrzegawczych w powietrze, gdy gromadzący się wokół miejsca wybuchu tłum zaprotestował przeciwko pobiciu jednego z gapiów przed dwu żołnierzy amerykańskich. Żołnierze odciągnęli od jednego ze spalonych samochodów mężczyznę, radośnie tańczącego na dachu pojazdu i wznoszącego antyamerykańskie okrzyki.
Zdaniem obecnych na miejscu dziennikarzy - także atakowanych przez tłum - celem zamachu był właśnie konwój z cywilnymi kontraktowymi pracownikami administracji okupacyjnej. Prowadzony przez kierowcę-samobójcę samochód nagle zrównał się z konwojem z cudzoziemcami i eksplodował.
Wśród ofiar potężnego wybuchu - który uszkodził część frontonów domów na placu Tahrir - znaleźli się też przypadkowi przechodnie iraccy, śpieszący do pracy.
Wielu hospitalizowanych w bagdadzkich szpitalach rannych znajduje się w stanie krytycznym - stąd też liczba śmiertelnych ofiar zamachu może okazać się jeszcze wyższa.
Na konferencji prasowej w Bagdadzie premier irackiego tymczasowego rządu Ijad Alawi potwierdził, iż wśród ofiar zamachu są cudzoziemcy. Sam atak określił jako akt tchórzostwa, stwierdzając, iż jego celem, podobnie jak i innych akcji terrorystów, było niedopuszczenie do pokojowego przekazania władzy w Iraku.
30 czerwca administracja okupacyjna ma przekazać pełną kontrolę nad krajem irackiemu rządowi.
em, pap