Na niespodziewanej uroczystości w Bagdadzie, która skończyła się zanim o niej zakomunikowano i zanim dowiedzieli się o niej zwykli Irakijczycy, dotychczasowy amerykański administrator Iraku Paul Bremer przekazał przywódcom irackim dokument przypieczętowujący przekazanie władzy. Nastąpiło to dokładnie o 10.26 (8.26 czasu polskiego). Z tą chwilą Irak stał się na powrót państwem suwerennym i dotychczasowa administracja okupacyjna przestała istnieć.
Dwie godziny później Bremer opuścił Irak na pokładzie amerykańskiego samolotu wojskowego C-130.
Uroczystość przekazania władzy odbyła się w saloniku umeblowanym w stylu Ludwika XIV w budynku, który do niedawna był siedzibą irackiej Rady Zarządzającej, poprzedniczki rządu tymczasowego. Uczestnicy ceremonii siedzieli na pozłacanych krzesłach wokół stołu, na którym ustawiono kwiaty i małą flagą iracką pośrodku.
"Jest to dzień historyczny i szczęśliwy, dzień, na który czekali wszyscy Irakijczycy" - powiedział prezydent Iraku Ghazi Jawer. "Nasz kraj wraca do społeczności międzynarodowej", podkreślił.
Bremer oświadczył, że jest spokojny o przyszłość Iraku. "Powiedzieliście, że jesteście gotowi do suwerenności, a my to zaakceptowaliśmy - powiedział, zwracając się do członków władz tymczasowych. - Opuszczę Irak pewien jego przyszłości".
Jedynym amerykańskim wojskowym obecnym na uroczystości był gen. Mark Kimmitt, zastępca szefa operacji sił koalicyjnych i główny ich rzecznik. Jednak mimo zakończenia okupacji wojska koalicyjne - 138 tysięcy żołnierzy amerykańskich i 23 tysiące żołnierzy z kilkudziesięciu innych krajów - pozostaną w Iraku, aby pomagać w utrzymaniu bezpieczeństwa.
Amerykańscy i brytyjscy przedstawiciele w Bagdadzie oświadczyli, że przekazanie władzy jest kluczowym posunięciem na drodze do demokracji w Iraku, ale jak się oczekuje, jedną z pierwszych decyzji rządu premiera Ijada Alawiego będzie wprowadzenie ustawodawstwa wyjątkowego, w tym godziny policyjnej. Ma to ułatwić walkę z partyzantką i terrorystami.
USA powitały z zadowoleniem przyspieszone o dwa dni przekazanie władzy i oświadczyły, że rząd Alawiego będzie mógł teraz lepiej sobie radzić z przemocą i zagrożeniem ze strony terrorystów.
Prezydent George W. Bush przebywa na szczycie NATO w Stambule. Towarzyszący mu wysoki urzędnik administracji powiedział, że o przyspieszeniu przejęcia władzy w Iraku Alawi rozmawiał ze stroną amerykańską co najmniej od tygodnia.
"Premier Ijad Alawi uznał, że jest gotów - powiedział urzędnik, proszący o anonimowość. - To była jego decyzja. Wszyscy ministrowie są gotowi. Wczoraj [Alawi] doszedł do wniosku, że umocni go szybsze przejęcie kontroli. (...) Uważa, że pozwoli mu to lepiej radzić sobie z zagrożeniem terrorystycznym".
Analitycy mówią, że wcześniejsze przekazanie władzy umocniło pozycję Amerykanów i koalicji irackiej na szczycie NATO.
"Prośba o żołnierzy NATO pochodząca od suwerennego rządu irackiego ma znacznie większą wagę moralną niż taka prośba Stanów Zjednoczonych" - powiedział Tom Ripley, znawca spraw obronnych w brytyjskiego Lancaster University.
Ripley sądzi, że prezydent Bush będzie miał teraz "doskonałą okazję", by ze Stambułu przybyć do Bagdadu z błyskawiczną wizytą i jako pierwszy zagraniczny szef państwa odwiedzić już suwerenny Irak.
Przebywający w Stambule iracki minister spraw zagranicznych Hosziar Zebari powiedział, że przekazanie władzy przesunięto, aby zaskoczyć partyzantów, którzy mogliby szykować jakieś ataki na 30 czerwca - datę od dawna zapowiadaną jako dzień zakończenia okupacji.
Zgodnie z rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ z 8 czerwca władze irackie są teraz "całkowicie suwerenne i niezależne" i przejęły od USA i W. Brytanii, dotychczasowych państw okupacyjnych, "pełną odpowiedzialność i uprawnienia do rządzenia Irakiem". Mimo to nie mają całkowitej swobody działania.
Ponieważ są tymczasowe, nie mogą robić niczego, co przesądzałoby o przyszłym kształcie ustrojowym państwa. Nie kontrolują też przeszło 160-tysięcznego korpusu sił wielonarodowych, pozostającego w Iraku, choć mogą w każdej chwili zażądać, by opuścił kraj. Rząd premiera Alawiego dał jednak jasno do zrozumienia, że nie zamierza skorzystać z tego prawa do czasu, gdy poprawi się stan bezpieczeństwa.
Alawi powiedział po ceremonii przejęcia władzy, że zamierza przeprowadzić wybory powszechne w styczniu przyszłego roku, tak jak przewiduje rezolucja ONZ i wymienił nawet 2 stycznia jako ich planowaną datę. Kilka dni temu media przytaczały jego wypowiedź, że jeśli sytuacja będzie niebezpieczna, wybory być może trzeba będzie przesunąć na luty lub marzec.
em, pap