Remisowy rozkład preferencji wyborców utrzymuje się mimo sygnałów, że spada poparcie dla amerykańskiego zaangażowania w Iraku. Niedawno okazało się, iż po raz pierwszy większość społeczeństwa - dokładnie 54 procent - uważa wojnę za błąd Busha.
Kerry'emu nie pomaga też zbytnio niezadowolenie z polityki ekonomicznej prezydenta - chociaż gospodarka przyspieszyła, Busha obwinia się za to, że za jego kadencji ubyło miejsc pracy.
W sondażu NBC i "Wall Street Journal", tylko 36 procent Amerykanów uważa, że ich kraj "zmierza we właściwym kierunku". Tego rodzaju spadek optymizmu zwykle źle wróży urzędującemu prezydentowi.
Bush jednak - jak wynika z badań opinii publicznej - nadal uważany jest za dużo bardziej wiarygodnego przywódcę niż Kerry w wojnie z terroryzmem. Senator postrzegany jest jako polityk lawirujący, a w sprawie Iraku nie mający w istocie alternatywnego programu.
Demokratyczny kandydat ma wkrótce ogłosić, że zebrał już na swoją kampanię wyborczą 175 milionów dolarów. Jest to więcej niż zebrał Bush w tym samym momencie swej kampanii w 2000 r., gdy był rywalem urzędującego wiceprezydenta Ala Gore'a.
Obserwatorzy są zdania, że motorem napędzającym strumień funduszy do kasy Kerry'ego jest nie tyle popularność obecnego demokratycznego kandydata, co niechęć Demokratów do Busha i pragnienie niedopuszczenia do jego reelekcji.
Sam Bush zebrał na tegoroczną kampanię jeszcze więcej pieniędzy niż Kerry - 210 milionów dolarów. Jest to absolutny rekord w dziejach kampanii prezydenckich w USA.
Jak wynika z analizy zbiórek funduszy przeprowadzonej przez organizację obywatelskiego interesu Public Citizen, Busha najbardziej popiera finansowo wielki biznes, w tym zwłaszcza sektory: finansowy, ubezpieczeniowy, handel nieruchomościami, energetyka, przemysł budowlany, a także prawnicy.
Kampanię Kerry'ego sponsorują najhojniej prawnicy procesowi, następnie sektor finansowy i handlarze nieruchomości, oraz przemysł rozrywkowy i media.
ss, pap