Żądamy zmiany polityki lub ustąpienia rządu - pod takimi hasłami tysiące Peruwiańczyków wyszło na ulice w całym kraju, rozpoczynając strajk powszechny.
Pierwszy od 1999 roku strajk powszechny w Peru zaczął się w środę od starć demonstrantów z policją w stolicy kraju, Limie. Jak podały władze, w całym kraju aresztowano 52 osoby, zaś radio poinformowało, że w starciach co najmniej sześć osób zostało rannych.
Demonstranci, którzy odrzucają politykę gospodarczą władz i proces prywatyzacji, żądają ustąpienia prezydenta Alejandro Toledo i rządu. Prezydent, kiedyś pucybut, a potem doradca Banku Światowego objął władzę w 2001 roku obiecując zmiany po skandalu korupcyjnym, który doprowadził do upadku prezydenta Alberto Fujimoriego. Jednak jego wizerunek jako człowieka z ludu prysł, gdy nie udało mu się spełnić ambitnych obietnic zapewnienia pracy i wyższych wynagrodzeń w kraju, gdzie ponad połowa ludności żyje za równowartość 1,25 USD (ok. 4,60 zł) na dzień.
Rząd twierdzi natomiast, że w sektorze publicznym zwiększył płace o 30 proc. i sprawił, że Peru jest jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek w regionie.
em, pap