Szefowa BdV podkreśliła, że fundacja jest niezależną instytucją niemiecką. Dodała, że Polaków zaproszono do współpracy. "Drzwi są otwarte, ręka została wyciągnięta. Od Polaków zależy, czy się włączą" - wyjaśniła dodając, że z fundacją współpracują naukowcy z Węgier, Republiki Czeskiej, Serbii i "wszystkich możliwych krajów".
Zapewniła też, że Centrum przeciwko Wypędzeniom nie stanie się "pręgierzem" dla innych krajów. Szefowa BdV opowiedziała się po raz kolejny za Berlinem jako siedzibą placówki. Berlin stanowi "punkt kulminacyjny" niemieckiej historii ze wszystkim jej jasnymi i ciemnymi stronami - podkreśliła.
Przybywający z pierwszą wizytą do Polski nowy prezydent RFN Horst Koehler zapowiedział natomiast w ostatnią niedzielę, że będzie dążył do rozwiązania sporu wokół centrum w porozumieniu i dialogu z Polską. Koehler mówił, że chce kontynuować politykę zapoczątkowaną na jesieni ubiegłego roku przez swego poprzednika Johannesa Raua i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Obaj prezydenci wezwali wówczas w Gdańsku do szerokiego międzynarodowego dialogu w tej sprawie.
Kierowana przez Steinbach oraz polityka SPD Petera Glotza fundacja stawia sobie za cel utworzenie w Berlinie placówki upamiętniającej losy milionów Niemców wysiedlonych po II wojnie światowej z Europy Środkowej i Wschodniej. Polska i Czechy obawiają się, że Centrum może prezentować problematykę wysiedleń w sposób jednostronny, pomijając kontekst historyczny i cierpienia innych narodów. Ministrowie kultury Polski, Niemiec i innych zainteresowanych sprawą krajów opowiedzieli się kilka miesięcy temu za stworzeniem międzynarodowej sieci placówek zajmujących się problematyką ucieczek, deportacji i wypędzeń.
em, pap