"Czeczeńscy i inguscy mudżahedini przeprowadzili operację na całym terytorium Inguszetii. (...). Teraz znajdujemy się w składzie broni i amunicji inguskiego MSW" - mówi stojący przed flagą islamu czeczeński dowódca polowy Szamil Basajew otoczony zamaskowanymi bojownikami.
"Jedyny nasz problem - dodaje czeczeński dowódca - to brak środków transportowych, żeby to wszystko wywieźć". Ironicznie "dziękuje" rosyjskim władzom za "przechowanie broni i amunicji w dobrym stanie", a bojownicy przerywają mu okrzykiem "Allah Akbar!" (Allach jest wielki!).
"W trakcie operacji przejęto 700 automatów, 800 pistoletów, milion pocisków różnych kalibrów, dziesiątki granatników i CKM-ów, a także inną broń oraz dodatkowo mundury" - mówi Basajew.
Scena druga - Basajew składa meldunek "prezydentowi Czeczeńskiej Republiki Iczkerii", jak separatyści określają nieuznawanego przez Moskwę prezydenta Czeczenii Asłana Maschadowa, przedstawiając mu leżącą przed nimi na ziemi w lesie broń i amunicję. Obydwu przywódcom towarzyszy kilku czeczeńskich bojowników.
Inna strona internetowa "Kavkaz-centr" zamieściła tymczasem oświadczenie, w którym pisze, że Maschadow, choć udzielił zgody na czerwcową operację, sam nie brał w niej udziału. Operacją - według tej strony internetowej - mieli dowodzić Szamil Basajew i Dokku Umarow. Portal twierdzi też, że w całej nocnej akcji brało udział 950 partyzantów, z czego 600 uczestniczyło w akcjach szturmowych, a reszta zabezpieczała tyły. Czeczeni przyznali się do straty sześciu ludzi w tej akcji.
"Armia Czeczeńska, która doskonali swoją taktykę i strategię, rośnie w siłę z dnia na dzień i gotowa jest do wypełniania najtrudniejszych zadań niszcząc rosyjskich okupantów nie tylko na Północnym Kaukazie, ale również w dowolnym miejscu na terytorium wroga" - cytuje portal słowa Maschadowa.
Do wydarzeń w Inguszetii doszło późnym wieczorem 21 czerwca, kiedy to z Czeczenii wkroczył oddział wspierany przez inguskich rebeliantów i na kilka godzin zajął sąsiadującą z Czeczenią republikę. Rebelianci urządzili polowanie na przedstawicieli rosyjskich władz, milicji i służb specjalnych, zabijając ich na miejscu. Zginęli m.in. inguski minister spraw wewnętrznych i niemal całe kierownictwo prokuratury w stolicy republiki, Nazraniu. Po kilku godzinach partyzanci wycofali się.
em, pap