Władze USA przyrzekły niemieckiemu wymiarowi sprawiedliwości pomoc prawną, której do tej pory odmawiały. Pismo z USA w tej sprawie nadeszło na krótko przed rozpoczęciem procesu - poinformował przewodniczący składu sędziowskiego Ernst-Rainer Schudt.
Sąd uznał na początku 2003 roku 30-letniego Marokańczyka za winnego współudziału w zamordowaniu ponad 3 tysięcy osób w zamachach islamskich terrorystów na WTC i Pentagon w USA 11 września 2001 roku.
Jednak Trybunał Federalny orzekł, że sędziowie nie uwzględnili zeznań przebywającego w amerykańskim więzieniu świadka Ramziego Binalshiba, które mogły odciążyć oskarżonego. Nieoficjalnie wiadomo, że Binalshib zaprzeczył, jakoby Motasadek miał uczestniczyć w przygotowaniach do zamachu.
Władze amerykańskie nie zgodziły się wówczas na przesłuchanie Binalshiba ani też na udostępnienie protokołu przesłuchań przez służby USA. Obecnie strona amerykańska podtrzymała sprzeciw wobec bezpośredniego przesłuchania świadków, zgodziła się natomiast na udostępnienie zeznań Binalshiba i jednego z amerykańskich agentów oraz niektórych informacji wywiadu.
Obrona złożyła wniosek o umorzenie postępowania. Zapowiedziane przez władze USA zeznania uzyskane zostały "z dużą dozą prawdopodobieństwa" na skutek tortur. "Państwo prawa, jakim jest RFN, powinno zdystansować się wobec tego" - powiedział obrońca.
Marokańczyk przybył w 1993 roku do Niemiec, a od 1995 roku studiował elektronikę w wyższej szkole technicznej w Hamburgu. Tam poznał Mohammeda Attę, przywódcę grupy islamskich terrorystów, który 11 września 2001 roku kierował jednym z porwanych samolotów użytych do ataku na wieże WTC i inne obiekty w USA. Na wiosnę 2000 roku przebywał w obozie szkoleniowym na terenie Afganistanu.
Zdaniem prokuratury Motasadek był "namiestnikiem" hamburskiej komórki terrorystów. Niemiecka policja aresztowała go w Hamburgu w listopadzie 2001 roku pod zarzutem udziału w przygotowaniach zamachów. Motasadek miał opiekować się mieszkaniami terrorystów i dysponował pełnomocnictwami do przeprowadzania operacji finansowych. Marokańczyk nie przyznał się do winy. Twierdzi, że nic nie wiedział o planach terrorystów.
Zakończenie procesu spodziewane jest na początku przyszłego roku. Władze Hamburga zapowiedziały, że po zakończeniu postępowania wydalą Marokańczyka z Niemiec niezależnie od wyroku. Decyzję uzasadniono "szczególnym zagrożeniem" dla bezpieczeństwa kraju.
ss, pap