Według Dzugajewa z informacji uzyskanych w czasie kontaktu z terrorystami wynika, że traktują oni dzieci "mniej więcej znośnie".
Do Biesłanu wysłano rosyjskie oddziały specjalne - poinformował dowódca lotnictwa wojskowego gen. Władimir Michajłow. Według niego zostaną tam skierowani "niezbędni specjaliści w dowolnej liczbie w celu przeprowadzenia działań na rzecz uwolnienia zakładników". Rosyjskie media podają, że w związku z wydarzeniami w Biesłanie przygotowano już zaplecze medyczne, na polecenie ministra obrony do miasta skierowano latający wojskowy szpital "Skalpel". Z Moskwy wysłano psychologów i psychiatrów, w tym dziecięcych. Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych skierowało do Osetii ekipę ratowników i lekarzy z ośrodka medycyny katastrof.
***
Minister spraw wewnętrznych Osetii Północnej Kazbek Dzantijew poinformował, że komando, które przetrzymuje zakładników w szkole, zagroziło, że "zabije 50 dzieci za zabicie każdego z członków grupy, a 20 dzieci - za każdego swojego rannego".
Wcześniej agencje informowały o uwolnieniu 15 dzieci. Rzecznik północnoosetyjskiego MSW Rusłan Ajamow zaprzeczył, jakoby ktokolwiek został uwolniony. Powiedział agencji Associated Press, że zdołało uciec 12 dzieci i jedna osoba dorosła, bo podczas ataku porywaczy ukryli się przed nimi.
Podczas zajmowania budynku szkoły dwie osoby zostały zabite. Według AP, jedna z nich to ojciec dziecka, który próbował się przeciwstawić porywaczom, a druga to jeden z napastników. Później w szpitalu zmarło siedem osób, które zostały ranne. Cztere ine ranne osoby są w szpitali.
Wśród zakładników jest 132 (lub 133) dzieci. Liczbę dzieci ustalono, weryfikując listę szkolną z rodzicami i krewnymi uczniów - poinformował sztab kryzysowy. Wg ostatnich danych, w szkole łącznie znajduje się ok. 300 zakładników.
***
Do ataku doszło zaraz po tym jak skończyły się uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego. Terroryści przyjechali samochodem milicyjnym i wojskową ciężarówką. Patrol milicji, który pilnował porządku przy szkole, nie był w stanie odeprzeć ataku - w strzelaninie zginął jednak jeden z terrorystów. Zakładników zapędzono do sali gimnastycznej. Napastnicy grożą, że w razie szturmu wysadzą ją w powietrze.
Bojowników jest od 15 do 25, mają na sobie maski i czarne ubrania, wśród nich są kobiety przepasane tzw. pasami szahidów z ładunkiem wybuchowym. Sytuacja bardzo przypomina tę, jaka miała miejsce w październiku roku 2002 w moskiewskim teatrze na Dubrowce. Wówczas czeczeńscy rebelianci opanowali budynek przetrzymując przez 57 godzin blisko tysiąc zakładników.
Tym razem na samym początku miało dojść do strzelaniny. "Strzelanie bez sensu skończyło się, ale oni (napastnicy) wystawili snajpera, który siedzi na dachu sali gimnastycznej" - powiedział cytowany przez rosyjskie media przedstawiciel milicji.
Nie jest jasne, kim są porywacze. Wiadomo jedynie, że żądają m.in. wycofania wojsk rosyjskich z Czeczenii. "Żądania terrorystów (...) się nie zmieniły - domagają się oni wyprowadzenia wojsk z Czeczenii, zaprzestania działań zbrojnych i uwolnienia z aresztu osób, które uczestniczyły w akcjach terrorystycznych w Inguszetii" - powiedział obecny na miejscu doradca prezydenta Rosji Asłanbek Asłachanow.
Mówiąc o "akcjach terrorystycznych" w Inguszetii miał na myśli najazd na tę republikę, który w nocy z 21 na 22 czerwca przeprowadzili czeczeńscy i inguscy rebelianci. Zginęło wówczas 100 osób. Na razie rebelianci uzależniają rozpoczęcie rozmów od przybycia wyznaczonych przez nich negocjatorów: prezydentów Płn. Osetii Aleksandra Dzasochowa, Inguszetii Murata Ziazikowa oraz rosyjskiego lekarza Leonida Roszala, który rozmawiał z terrorystami w czasie kryzysu na Dubrowce.
Budynek szkoły został otoczony przez siły rosyjskie. Prezydent Władimir Putin, który przebywał w swojej letniej rezydencji w Soczi nad Morzem Czarnym, wrócił do Moskwy i spotkał się z ministrem spraw wewnętrznych oraz szefem Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB). Szczegóły tych rozmów nie są znane.
Północna Osetia ogłosiła tymczasem całkowite zamknięcie swoich granic z innymi częściami Rosji. Zamknięto autostradę Kaukaz prowadzącą przez kilka republik oraz lotnisko, w Osetii przestała także działać łączność komórkowa.
Do ataku na szkołę dochodzi po całej serii ataków terrorystycznych w Rosji. W ubiegłym tygodniu 90 osób zginęło w dwóch zamachach na samoloty, zaś we wtorek dziewięć osób poniosło śmierć w zamachu w pobliżu centrum Moskwy . Odpowiedzialność za obydwa zamachy wzięła na siebie organizacja o nazwie Brygady Islambuli, do niedawna zupełnie nieznana. Jak dotychczas nikt też nie był w stanie zweryfikować prawdziwości jej oświadczeń. Istnienie Brygad Islambuli za pewnik uznał natomiast rosyjski prezydent Władimir Putin, gdy we wtorek zapewniał przywódców Francji i Niemiec o powiązaniach czeczeńskich rebeliantów z Al-Kaidą.
Czeczeńscy rebelianci oficjalnie potępili akcję terrorystów Północnej Osetii. Ich strona internetowa nazywa tę akcję "nieludzką".
Także przedstawiciel separatystycznych władz Czeczenii na Zachodzie Achmed Zakajew powiedział rosyjskiej rozgłośni "Echo Moskwy", że przywódca separatystów Asłan Maschadow nie ma nic wspólnego z akcją w północnoosetyjskiej szkole.
Tymczasem wg rosyjskich serwisów informacyjnych, jeden z porywaczy (mianując się rzecznikiem komanda) skontaktował się z dziennikarzem New York Post i przyznał, że porywacze należą do czeczeńskich oddziałów Rijadus Salihijn dowodzonych przez Szamila Basajewa. To właśnie te oddziały, nazywające się także Brygadą Męczenników, organizowały samobójcze zamachy bombowe w Rosji oraz słynny atak na moskiewski teatr na Dubrowce prawie dwa lata temu. Na razie brak potwierdzenia tej informacji - jednak zamachowcy Basajewa zazwyczaj przyznają się do swoich akcji po dłuższym czasie. W lipcu Basajew zapowiedział, że przygotowuje serię "bardzo dotkliwych" ataków przeciwko Rosji także poza granicami Czeczenii.
Według agencji Ria Nowosti, akcją w Biesłanie może dowodzić Doku Umarow, jeden z komendantów działających w Czeczenii i ściśle związany z Basajewem. Jak twierdzą rosyjskie służby specjalne, Umarow dowodził wspomnianą wyżej czerwcową akcją w Inguszetii.
*********
Osetia Płn. to jedna z republik rosyjskiego Północnego Kaukazu granicząca z Inguszetią i położona niedaleko Czeczenii. Osetia w przeciwieństwie do innych republik w większości muzułmańskich, jest prawosławna, a jej naród uchodzi za lojalny wobec Moskwy.
*********
Bez względu na cenę Rosjanie zdecydują się na odbicie szkoły - uważa ekspert od spraw terroryzmu Leszek Drewniak, były zastępca dowódcy jednostki GROM.
"Terroryści zrobili coś, co musi zaboleć każdego, bo dzieci są wartością ponad wszystko; coś takiego nie zdarzyło się jeszcze na taką skalę" - powiedział Drewniak.
Jego zdaniem, ewentualne negocjacje z terrorystami będą służyły tylko rozpoznaniu sytuacji przed próbą szturmu. "Rosjanie nie pozwolą odejść terrorystom" - powiedział.
"Sytuacja jest o tyle tragiczna, że dzieci mogą utrudnić szturm ze względu na nieprzewidywalność ich zachowań; na odgłos strzałów mogą wpaść w panikę" - ocenił Drewniak. Dodał, że obawia się powtórzenia sytuacji z moskiewskiego teatru na Dubrowce, gdzie w październiku 2002 r. podczas odbicia zakładników z powodu użycia gazu obezwładniającego zginęło 130 zakładników (oraz 50 terrorystów, zastrzelonych przez żołnierzy jednostek specjalnych).
***
Atak terrorystyczny dokonany w Północnej Osetii, republice, która jest wielką bazą wypadową dla stacjonujących w Czeczenii sił rosyjskich, obnaża słabość rosyjskich służb - twierdzą rosyjscy komentatorzy.
"Niestety, zaniedbania są na każdym kroku i na wszystkich szczeblach. Na pewno do takiej akcji nie doszło też bez czyjejś zdrady" - powiedział ekspert wojskowy Wiktor Litowkin.
Komando bojowników nie tylko zaatakowało cel w republice, gdzie na powierzchni zaledwie 8 tys. km kwadratowych stacjonuje do 30 tys. żołnierzy rosyjskich, lecz obrało sobie za miejsce ataku szkołę położoną nieopodal strategicznego portu lotniczego.
"To bardzo dziwna historia - twierdzi dziennikarz i znawca Kaukazu Wadim Dubnow. - Biesłan to jedno z największych lotnisk w rejonie, szkoła jest niedaleko lotniska, a tu grupa kilkudziesięciu ludzi ubranych na czarno z łatwością przedostaje się do budynku".
Zdaniem Litowkina odpowiedzialność za to, co się stało, spadnie przede wszystkim na milicję i FSB. Przyznaje on jednak, że w sytuacji wojny w pobliskiej Czeczenii Rosjanie nie są w stanie uniknąć zamachów.
"Osetia to nie Czeczenia, tu nie ma kontroli i posterunków co sto metrów. Samo przedostanie się terrorystów nie jest niczym dziwnym. W walce z terroryzmem powinno się stosować lepsze metody niż pilnowanie dróg - przede wszystkim infiltrować pewne środowiska i zdobywać informacje" - twierdzi.
Wkroczenie terrorystów do Osetii Płn. to kolejny policzek dla Rosjan. Nastąpiło ono ponad dwa miesiące po nocnym rajdzie na położoną między nią i Czeczenią republikę - Inguszetię. W nocy z 21 na 22 czerwca wtargnęli tam partyzanci czeczeńscy, wspierani przez miejscowych rebeliantów, i zaczęli się mścić na znienawidzonych członkach prorosyjskich władz, zabijając około 100 osób.
"Niezależnie od tego, jak liczne są rosyjskie jednostki na Północnym Kaukazie, trudno mieć do nich pretensje. Armia nie zajmuje się śledzeniem terrorystów, od tego są milicja i służby specjalne" - uważa Litowkin.
sg, em, pap