Według resortu zdrowia Indonezji, rannych zostało 168 osób.
Potężny ładunek wybuchowy eksplodował o godzinie 10.30 miejscowego czasu tuż przed ambasadą Australii, powodując zniszczenie bramy i wysokiego, wzmocnionego ogrodzenia - uszkodzone zostały też sąsiednie budynki i kilka samochodów zaparkowanych w pobliżu, w tym samochód policyjny. Nie ucierpiał żaden z australijskich dyplomatów.
Wybuch sprawił też, że z co najmniej 14 pobliskich budynków do wysokości 10 pięter wyleciały szyby.
Według indonezyjskiej policji, był to zamach terrorystyczny. Eksplodowała bomba umieszczona w samochodzie-pułapce. Miejscowe źródła sugerują, że wybuch był o wiele silniejszy od bomby, podłożonej w zeszłym roku w hotelu Marriott w Dżakarcie - zginęło tam wówczas 12 osób.
Miejscowe władze potwierdziły wersję o zamachu terrorystycznym. Na razie nikt się do niego nie przyznał. Policja natychmiast skierowała podejrzenia na islamskich radykałów i organizację Dżimah Islamija, odpowiedzialną za kilka krwawych zamachów w Indonezji - w tym za zamach na Bali w 2002 roku, w którym zginęły 202 osoby, w większości australijscy turyści, oraz wybuch w dżakarckim hotelu Marriott w zeszłym roku. Przedstawiciel dżakarckiej policji oświadczył w kilka godzin po zamachu, że widzi w tym "rękę Azahariego". Azahari - a właściwie Azahari bin Husin to obywatel Malezji, mający - jak twierdzi indonezyjski kontrwywiad - montować w Indonezji bojówki islamskich zamachowców-samobójców. Azahari wraz z innym Malezyjczykiem, Nurdinem Mohammedem Topem, stoi obecnie na czele Dżimah Islamii. W końcu sierpnia indonezyjska policja zatrzymała na Jawie trzech mężczyzn należących do szkolącego się oddziału zamachowców- samobójców, związanego z Dżimah Islamiją.
Rząd w Canberze uznał, że celem ataku była Australia. Atak nastąpił bowiem w momencie, gdy w Australii trwa kampania przed wyborami parlamentarnymi, w których sprawa udziału kraju w interwencji w Iraku stała się jednym z kluczowych zagadnień. Premier John Howard twierdził dotąd, że zaangażowanie Australii u boku USA nie zwiększyło ryzyka zamachów terrorystycznych przeciwko Australii.
Niemal natychmiast po wybuchu, australijski MSZ ostrzegł obywateli przed podróżami do Indonezji. W oświadczeniu, ogłoszonym w Canberze, Ministerstwo Spraw Zagranicznych powołało się na "posiadane dane" z których wynika, że "terroryści" planują obecnie serię ataków przeciwko "różnym celom" w regionie. Ministerstwo doradziło odłożenie wszelkich wizyt w Indonezji, sugerując też by Australijczycy, przebywający już w tym kraju, zastanowili się nad powrotem do domu ze względu na własne bezpieczeństwo.
Na wiadomość o ataku prezydent Indonezji, Megawati Sukarnoputri, przerwała oficjalną wizytę w Brunei, natychmiast wróciła do kraju i odwiedziła miejsce zamachu. Spotkała się też z ambasadorem Australii. Przybycie do Dżakarty zapowiedział szef australijskiej dyplomacji Alexander Downer.
Ambasada australijska leży w tzw. nowej dzielnicy dyplomatycznej Kuningan na Jalan Rasuna Said, gdzie mieści się wiele banków i zagranicznych placówek, w tym - w odległości kilkuset metrów - ambasada polska. W wybuchu nikt z personelu polskiej placówki nie został poszkodowany - powiedział w rozmowie telefonicznej ambasador Polski, Krzysztof Szumski.
"W ambasadzie nie ma żadnych uszkodzeń i nikt z personelu nie ucierpiał - poinformował ambasador. - Funkcjonowanie placówki nie zostało zakłócone. W ciągu dnia przyjmowaliśmy interesantów, a jutro też ambasada będzie działała normalnie".
Ambasada Polski nie ma informacji o żadnych Polakach - na przykład przypadkowych przechodniach - którzy odnieśli w eksplozji jakiekolwiek obrażenia. Ambasador Szumski zaznaczył, że w sąsiedztwie ambasad Australii i Polski jest kilkanaście innych placówek dyplomatycznych - eksplozja m.in. uszkodziła ambasadę Grecji. W jej biurach powylatywały szyby.
em, pap