Gwałtowne starcia wybuchły o świcie na ulicy Haifa, znanej jako twierdza irackich powstańców. Ostrzelali oni ogniem moździerzowym centrum Bagdadu, w pobliżu pilnie chronionej przez Amerykanów Zielonej Strefy, mieszczącej ambasady USA i innych państw zachodnich, a także wiele amerykańskich obiektów wojskowych.
Siły USA poinformowały, że kilka pocisków moździerzowych spadło na obszarze Zielonej Strefy, nie powodując jednak ofiar.
Powstańcy podjęli następnie walkę z jednostkami amerykańskimi, niszcząc amerykański transporter opancerzony typu Bradley, który stanął w płomieniach. Co najmniej czterech amerykańskich żołnierzy zostało lekko rannych - poinformowały źródła w armii USA. Wokół trafionego Bradleya zebrał się tłumek okolicznych mieszkańców, którzy tańczyli z radości.
W odpowiedzi na atak Amerykanie zaczęli strzelać zza muru, oddzielającego Zieloną Strefę od ulicy Haifa. Amerykańskie śmigłowce ostrzelały powstańcze cele.
W trakcie ostrych starć śródmieściem irackiej stolicy wstrząsnęło co najmniej kilkanaście silnych eksplozji. Gęsta wymiana ognia, której towarzyszył ryk syren i słupy dymu trwała trzy godziny.
Tymczasem na autostradzie w dzielnicy Amarija, w zachodniej części Bagdadu, eksplodował samochód wypełniony materiałami wybuchowymi. Irackie MSW podało, że w wybuchu samochodu-pułapki zginął płk Ala Baszir z dyrekcji ministerstwa. Według naocznych świadków, śmierć poniosło dwóch policjantów.
Siły USA poinformowały o zastrzeleniu mężczyzny, który usiłował staranować bramę podbagdadzkiego więzienia Abu Ghraib samochodem, załadowanym materiałami wybuchowymi. Nie potwierdziły się doniesienia, że samochód eksplodował.
W nocy w Bagdadzie też nie było spokojnie. Cztery pociski moździerzowe spadły na kompleks mieszkalny, w którym znajduje się hotel "Palestine", gdzie mieszkają zagraniczni dziennikarze i pracownicy zachodnich firm.
ss, pap