70 niemieckich sprawiedliwych

70 niemieckich sprawiedliwych

Dodano:   /  Zmieniono: 
70 niemieckich polityków i intelektualistów pochodzących z terenów dzisiejszej Polski i Czech zadeklarowało, że nie będą dochodzić roszczeń do  utraconego w wyniku II wojny światowej mienia.
Sygnatariuszem wydanego z inicjatywy dziennikarki Helgi Hirsch oświadczenia jest m.in. przewodniczący Bundestagu Wolfgang Thierse.

"Oświadczenie jest odpowiedzią na roszczenia odszkodowawcze +Pruskiego Powiernictwa+ za utracone mienie oraz pozwy Niemców sudeckich złożone w Europejskim Trybunale Praw Człowieka" - wyjaśniła Hirsch. Dodała, że chodzi o zatrzymanie "zgubnej spirali wzajemnych roszczeń", szczególnie w polsko-niemieckich stosunkach. Celem inicjatywy jest przeciwdziałanie rosnącej polaryzacja pomiędzy naszymi krajami oraz rozwianie obaw wśród mieszkańców Śląska, Prus Wschodnich i Kraju Sudeckiego, że będą musieli oddać swoją własność.

"Przyszłość Europy leży nie we wzajemnych rozliczeniach, lecz w otwartym dialogu" - czytamy w oświadczeniu.

Jego autorzy przypomnieli, że nazistowski reżim przyniósł mieszkańcom Europy Środkowej i Wschodniej "niezmierzone cierpienia". Wiele osób zabito, maltretowano i zmuszano do pracy przymusowej, a ich mienie zniszczono. Miliony mieszkańców okupowanych krajów przymusowo wysiedlono. Od końca wojny minęło prawie 60 lat, a na dawnych niemieckich terenach nową ojczyznę znalazło kilka nowych pokoleń.

"Materialne odszkodowania nie mogą stanowić +zadośćuczynienia+ za  utratę ojczyzny" - napisali sygnatariusze oświadczenia.

Oprócz Thiersego pod oświadczeniem podpisało się kilku zwolenników "Centrum przeciwko Wypędzeniom", m.in. polityk SPD Peter Glotz oraz bankowiec Hilmar Kopper. Są także podpisy pisarzy Janoscha i Leonie Ossowskiej, dziennikarza Klausa Bednarza oraz historyka i prekursora francusko-niemieckiego pojednania Rudolfa von Thaddena.

**************

Tymczasem niemiecka prasa nadal komentuje uchwałę polskiego Sejmu, dotyczącą reparacji wojennych.

Zdaniem konserwatywnej gazety "Frankfurter Allgemeine Zeitung" w wyniku piątkowej uchwały polskiego parlamentu polsko-niemieckie stosunki znalazły się na najniższym poziomie od przełomu 1989 roku. "Tak naprawdę nie bardzo wiadomo, co jest bardziej przerażające: nacjonalistyczna histeria, przebijająca podczas debaty także z wypowiedzi dawniej umiarkowanych prawicowych polityków, czy też chowanie głowy w piasek przed taką retoryką przez wszystkich pozostałych - od nastawionych dotychczas na kompromis liberałów po postkomunistów" - czytamy w komentarzu.

Komentator "FAZ" ocenia, że "narodowokatolickim prawicowym ekstremistom", którzy wystąpili z inicjatywą przyjęcia uchwały oraz idącym w ich ślady "narodowym konserwatystom" nie chodzi w rzeczywistości o obronę przed roszczeniami. "Ci pierwsi twierdzą jedynie to, co twierdzili zawsze, nie troszcząc się o rzeczywistość: że Niemcy chcą ujarzmić Polskę. Ci drudzy mają nadzieję, że podsycając istniejące obawy, zdobędą głosy wyborców".

Sympatyzująca z SPD "Sueddeutsche Zeitung" zajmuje się natomiast przyczynami ostatnich ostrych reakcji w Polsce na dwie prywatne inicjatywy niemieckie - Centrum przeciwko Wypędzeniom oraz Pruskie Powiernictwo. Zdaniem monachijskiej gazety, nadająca obecnie w Polsce ton prawica tradycyjnie nie dowierza Niemcom, zaś nacjonaliści traktują Niemców jak odwiecznego wroga. "Chcą oni równocześnie bronić mitu o narodzie bohaterów i ofiar" - zauważa "SZ".

Dziennikarz upatruje jednej z przyczyn polskich reakcji we wcześniejszej dyskusji o odpowiedzialności za pogrom w Jedwabnem. Jego zdaniem szczególnie obszerne doniesienia niemieckiej prasy o polskim antysemityzmie, przy równoczesnym ignorowaniu udziału w masowym morderstwie na Żydach komanda SS, uznano za próbę napiętnowania Polaków jako współsprawców holokaustu.

"SZ" tłumaczy negatywny stosunek do projektu Centrum przeciwko Wypędzeniom tym, że Polacy nie chcieli po raz drugi stanąć pod pręgierzem jako sprawcy. W dodatku projekt Centrum interpretowano jako psychologiczne wsparcie dla roszczeń majątkowych wypędzonych.

Komentator podkreśla, że inicjatorzy projektu Centrum przeciwko Wypędzeniom zdystansowali się od roszczeń Pruskiego Powiernictwa, które domaga się zwrotu utraconych w Polsce majątków. Jego zdaniem, kanclerz Gerhard Schroeder, obarczając inicjatorów Centrum odpowiedzialnością za ostatnie polsko-niemieckie napięcia, pomija "głęboki moralny wymiar sporu o wypędzenia".

"Berlińscy politycy zajmujący się sprawami kultury powinni raczej współpracować z gotowymi do dialogu (i do rezygnacji z roszczeń) wypędzonymi i wspierać tym samym gotowych do dialogu Polaków, którzy obecnie nad Wisłą znaleźli się w defensywie. Niemiecki rząd nie powinien starać się o zamknięcie niewygodnego rozdziału historii. Powinien natomiast zatroszczyć się o to, aby można było zająć się nim wspólnie z sąsiadami" - podkreśla "Sueddeutsche Zeitung".

em, pap