Jak podała telewizja NTV, pierwszy samochód zatrzymano w okolicy Patriarszych Prudów, historycznej części Moskwy, znanej m.in. z "Mistrza i Małgorzaty" Bułhakowa. Kierowca - według FSB - był pod silnym działaniem narkotyków. Później miał się przyznać, że za 1000 dolarów zgodził się przestawić dwa samochody w rejon Prospektu Kutuzowa. Drugie auto znaleziono kilka przecznic dalej.
Niedoszły terrorysta miał tuż po złożeniu zeznań niespodziewanie umrzeć, według oficjalnej wersji - "na zawał serca". Podejrzanych okoliczności "zamachu" jest więcej. Z jednej strony rzecznik FSB twierdzi, że podejrzany "znajdował się w stanie odurzenia narkotycznego", z drugiej zaś powołuje się na jego zeznania. Nie wiadomo też, w jak odurzony narkoman mógł prowadzić samochód.
Samochody, w których milicja znalazła dwie miny i 200 gramów trotylu, miały - według FSB - stanąć w pobliżu Panoramy Borodińskiej, miejsca, gdzie wielu turystów ogląda gigantyczny obraz słynnej bitwy z napoleońską Wielką Armią w 1812 roku.
Pikanterii informacjom rosyjskich służb specjalnych dodaje fakt, że Prospektem Kutuzowa codziennie do pracy jeździ rosyjski prezydent Władimir Putin. Jest jednak bardzo mało prawdopodobne, by w ten sposób próbowano go zabić - ośmiopasmowa, bardzo szeroka trasa wylotowa jest przed każdym jego przejazdem zamykana dla ruchu i dokładnie sprawdzana.
Do tajemniczego incydentu, o którym informuje FSB, miało dojść w atmosferze napięcia, panującej po po całej serii aktów terrorystycznych - wysadzeniu w powietrzu dwóch rosyjskich samolotów, zamachu w centrum Moskwy i tragedii w szkole w Biesłanie. Przyznał się do nich czeczeński komendant polowy Szamil Basajew na stronie internetowej kavkaz.center.com. Wiarygodności tego oświadczenia nie udało się sprawdzić.
em, pap