Z wstępnych danych wynika, że konserwatywny rząd Howarda prawdopodobnie kierować będzie krajem przez kolejną czwartą kadencję - uważają media australijskie, cytowane przez agencje. Publiczny kanał telewizyjny ABC na podstawie sondaży przed lokalami wyborczymi - exit polls - podał, że koalicja narodowo- liberalna Howarda zyskała znacznie większe poparcie niż Partia Pracy. Potwierdzają to oficjalne wyniki, obejmujące ok. 70 proc. oddanych głosów.
"Nie odnieśliśmy sukcesu" - przyznał tuż po zamknięciu lokali były lider Partii Pracy, nadal wpływowy Kim Beazley.
W australijskich wyborach uprawnionych do głosowania było 13 mln wyborców. Głosowanie w tym kraju jest obowiązkowe. Wyniki wyborów mają być podane jeszcze w sobotę.
Według przedwyborczych sondaży opinii publicznej, John Howard i Partia Liberalna - mimo krytyki dotyczącej polityki rządu w kwestii irackiej - mieli przewagę nad laburzystami rzędu 1,2 proc. Zdaniem obserwatorów, dla australijskich wyborców najważniejsze znaczenie miały problemy gospodarcze i społeczne, a polityka zagraniczna znajdowała się zdecydowanie na drugim planie. Sam Howard, który oddawał swój głos w Sydney, w drodze do lokalu na promenadzie w rejonie portu apelował do swych zwolenników, by kwestia Iraku nie wpłynęła na ich osąd dokonań jego rządu.
Howard wykluczał przed wyborami wcześniejsze wycofanie australijskich żołnierzy z Iraku - lider opozycji Latham zapowiadał natomiast odwołanie kontyngentu do końca roku.
Howard, zdecydowany sojusznik Waszyngtonu w kwestii Iraku, wysłał do tego kraju ok. 2 tys. żołnierzy australijskich, co naraziło go na ostrą krytykę w kraju. Większość Australijczyków wróciła już do kraju - w Iraku pozostaje obecnie kontyngent liczący około 900 żołnierzy z Australii.
W sobotę o 150 miejsc w izbie niższej parlamentu federalnego i 40 z 76 miejsc w Senacie ubiegało się w sumie 1091 kandydatów.
ss, pap