Abchazja wchodzi de iure w skład Gruzji, jednak faktycznie oddzieliła się od niej po wojnie 1992-93 i całkowicie wpadła w orbitę wpływów rosyjskich.
Wybory stały się prawdziwą sensacją, gdy w niedzielę 3 października okazało się, że Chadżimba, były oficer KGB, popierany przez Kreml i przez odchodzącego prezydenta Władisława Ardzinbę, nie wygrywa. Rosyjskie media odebrały to jako policzek dla kremlowskich technologów politycznych, którzy liczyli na łatwe osadzenie w Suchumi w pełni podporządkowanego Moskwie Chadżimby.
Jego rywal, 55-letni Bagapsz, to były premier (1997-2001), który w czasach radzieckich był przywódcą abchaskiego Komsomołu, a później m.in. nieformalnym ambasadorem Abchazji w Rosji. Przed wyborami kierował abchaską siecią energetyczną.
Nie wiadomo, czy poniedziałkowa decyzja Centralnej Komisji Wyborczej, formalnie uznająca Bagapsza za prezydenta-elekta, kończy trwającą od ośmiu dni batalię prawną. Chadżimba złożył bowiem skargę do Sądu Najwyższego Abchazji. Twierdzi, że w jednym z regionów doszło do fałszerstwa wyborczego.
Także prokuratura generalna, zazwyczaj w postsowieckich krajach całkowicie zależna od władzy wykonawczej, wszczęła śledztwo w sprawie fałszerstwa w jednym z lokali wyborczych. Nie poinformowała, na czyją korzyść miało do niego dojść.
Głosowania nie uznaje Gruzja, której prezydent Michaił Saakaszwili wielokrotnie wzywał abchaskich przywódców do rozmów o zjednoczeniu. Na razie republika, korzystająca z protekcji Moskwy, odmawia jakichkolwiek negocjacji w tej sprawie.