Opozycja nie godzi się na Łukaszenkę

Opozycja nie godzi się na Łukaszenkę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trzeci dzień z rzędu białoruska opozycja demonstrowała swój sprzeciw przeciwko fałszerstwom wyborczym. Milicja rozpędziła demonstrujących i aresztowała liderów.
Zgromadzeni na Placu Październikowym młodzi ludzie z opozycyjnych, niezarejestrowanych organizacji młodzieżowych "Zubr" (Żubr) i "Młody Front" protestowali przeciw sfałszowaniu niedzielnych wyborów i referendum pozwalającego Łukaszence sprawować funkcję prezydenta praktycznie dożywotnio.

Niezbyt liczni demonstranci ustawili się na Placu Październikowym w szereg i  rozwinęli duże transparenty z napisami: "Co będzie dalej, zadecydujemy my", "Możesz spędzić całe życie w dyktaturze, jeśli pozostaniesz miękki i słaby". Niektórzy z demonstrantów mieli przyczepione na piersiach kartki: "Głosowałem przeciw - i co? Zabijesz mnie?". Inni nieśli portrety Anatola Lebiedźki, lidera Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, który został dotkliwie pobity podczas protestu dzień wcześniej.

Akcja na początku miała spokojny przebieg. Milicja wzywała przez megafon do rozejścia się i groziła konsekwencjami za udział w  niedozwolonej manifestacji. Po pewnym czasie podjechały dwa milicyjne autobusy, do których wciągnięto kilku demonstrantów. Po półtorej godzinie pozostali rozeszli się do domów.

Białoruska opozycja, która nie ma wątpliwości, że Łukaszenka sfałszował wyniki wyborów parlamentarnych i referendum, demonstrowała już w poniedziałek i we wtorek. Środowa demonstracja była mniej liczna niż poprzednie, w których uczestniczyło kilkaset osób. Zdaniem komentatorów jest to m.in. rezultat wsadzenia do aresztu najbardziej aktywnych liderów opozycji.

Z drugiej strony przedstawiciele "starszej" opozycji, reprezentujący partie polityczne z koalicji Piątka Plus, zapowiedzieli zmianę strategii: mają nie wzywać ludzi do  demonstracji, aby "nie narażać ich na represje". "Te wiece nie zmienią sytuacji. Nowe protesty doprowadzą tylko do nowych ofiar. Właśnie dyskutujemy nad naszą nową strategią i  taktyką" - zapowiedział na konferencji prasowej Siergiej Kaliakin z Białoruskiej Partii Komunistów.

Białoruska telewizja pokazała tylko migawki z protestów, sugerując, że demonstracje są inspirowane i finansowane z zagranicy.

Do parlamentu Białorusi - według oficjalnych wyników - nie wszedł ani jeden kandydat opozycji, a prezydent uzyskał przeszło 77-procentowe poparcie dla swego projektu zmian w konstytucji, dających mu możliwość nawet dożywotniego rządzenia.

Misja obserwatorów OBWE uznała, że wybory "w znacznym stopniu" nie spełniły norm demokratycznych, a "władze białoruskie nie  zdołały zapewnić podstawowych warunków dla tego, by wola narodu była podstawą sprawowania rządów".

em, pap