Decyzja sądu odebrała zwycięstwo w wyborach 3 października kandydatowi opozycji, Siergiejowi Bagapszowi, który pokonał faworyta głosowania - popieranego przez Moskwę premiera separatystycznej republiki i byłego oficera KGB, Raula Chadżimbę.
Wcześniej w czwartek sąd zakończył powtórne liczenie głosów uznając, że Bagapsz już w pierwszej turze zdobył ich ponad połowę - dość, by ogłosić go zwycięzcą.
Decyzja wywołała zamieszki w centrum abchaskiej stolicy - Suchumi. Pierwsze doniesienia mówiły, że zwolennicy Chadżimby zdobyli budynek sądu, kolejne, że jedynie doszło do przepychanek między nimi i milicją.
Tak jak przeciwko czwartkowej decyzji protestował Chadżimba, tak przeciwko jej odwołaniu protestuje pozbawiony zwycięstwa Bagapsz.
"Decyzja o powtórzeniu wyborów zapadła pod naciskiem zwolenników Raula Chadżimby oraz pod nieobecność w sądzie adwokatów i przedstawicieli prokuratury. Stronnicy Chadżimby faktycznie wzięli sędziego na zakładnika. Nie uznaję tej decyzji" - oznajmił kandydat opozycji.
Sędzia Gieorgij Akaba, który ogłosił decyzję o unieważnieniu wyborów przyznał w piątek rano w rozmowie z agencją Interfax, że działał pod przymusem. Według niego, gdy w czwartek wieczorem sąd uznał zwycięstwo w wyborach 3 października opozycjonisty Siergieja Bagapsza, do budynku wdarło się około 100 zwolenników jego rywala - byłego premiera Raula Chadżimby. "Uznali ogłoszony (przez sąd) wyrok za niezgodny z prawem. Zmusili mnie do napisania innego wyroku"; padały hasła by dokonać linczu na sędziach - relacjonował nocne wydarzenia Akaba.
Z wypowiedzi sędziego nie wynika, które orzeczenie ma teraz moc obowiązującą - czy czwartkowe, uznające Bagapsza za prezydenta- elekta, czy też to z nocy z czwartku na piątek, które odwołuje wybory.
Abchazja, niewielkie terytorium nad Morzem Czarnym, wchodzi de iure w skład Gruzji. Oddzieliła się jednak od niej po wojnie secesyjnej 1992-1993 i wspierana przez Rosję uzyskała faktyczną niepodległość. Republika uzależniona jest od Moskwy, która w praktyce pełni rolę protektora jej de facto niezależności.
Wyborów prezydenckich z założenia nie uznaje Gruzja, która uważa Abchazję za swoje terytorium. Jej prozachodni prezydent Michaił Saakaszwili, wielokrotnie i jak na razie bezskutecznie, wzywał abchaskie władze do rozmów zjednoczeniowych.
em, pap