W niedzielę ulice Mosulu patrolowane były przez wzmocnione oddziały irackiej Gwardii, przerzucone z Bagdadu. W sobotę informowano także, że amerykańska armia skierowała w czwartek z Faludży do Mosulu jeden z batalionów piechoty, który miał wesprzeć służby porządkowe w mieście.
W niedzielę na ulicach Mosulu nie było widać miejscowych irackich policjantów, których postawa stała się przedmiotem ostrej krytyki zarówno ze strony władz irackich, jak i dowództwa sił USA, twierdzących, że do szeregów służb porządkowych przedostali się rebelianci. W związku z zarzutami w piątek zwolniono ze służby komendanta policji w Mosulu.
Mosul to zamieszkane głównie przez sunnitów niemal dwumilionowe miasto, położone nad Tygrysem. W środę i czwartek wybuchły tam ostre walki. Powstańcy zaatakowali i spalili co najmniej dziewięć posterunków policji, z których wynieśli broń oraz kamizelki kuloodporne. Zginął jeden żołnierz amerykański i pięciu żołnierzy irackiej Gwardii Narodowej. Doszło też do przypadków grabieży.
Amerykańskie dowództwo przypuszcza, że wzrost aktywności rebeliantów w Mosulu ma związek z amerykańsko-irackim natarciem na Faludżę. Według niego, niektórzy z przywódców rebelii mogli wcześniej opuścić Faludżę i dotrzeć do Mosulu, aby tam przegrupować się i sformować nowe oddziały.
Amerykańskie śmigłowce i czołgi zaatakowały też w niedzielę punkty koncentracji sił rebelianckich w innym sunnickim mieście - Bajdżi na północy Iraku.
Siły amerykańskie weszły do centrum tego sunnickiego miasta, gdzie znajduje się największa iracka rafineria ropy naftowej. W mieście doszło do bezpośredniego starcia żołnierzy USA z grupami rebeliantów.
W połowie tygodnia, po serii starć między irackimi siłami bezpieczeństwa a rebeliantami, policja iracka wprowadziła w Bajdżi godzinę policyjną, ustanawiając też punkty kontrolne w centrum miasta.
em, pap