Jastrzembski zwrócił uwagę na podobieństwa między ostatnimi wydarzeniami na Ukrainie a wydarzeniami w 1980 roku w Polsce, włącznie z rolą związku zawodowego Solidarność oraz obaleniem Slobodana Miloszevicia w Serbii w 2000. roku i "rewolucją róż" w 2003 roku w Gruzji.
"Wszędzie widać te same znaki charakterystyczne, te same metody, pojawiają się te same marionetki, podobne scenariusze" - powiedział, zaznaczając, że są to "bardzo niebezpieczne" działania.
W piątek rosyjski politolog Siergiej Markow, jeden z głównych socjotechników zaangażowanych po stronie Janukowycza, oskarżył Polskę o wykreowanie lidera ukraińskiej opozycji Wiktora Juszczenki. Wiktor Juszczenko to "wymysł polskich propagandzistów. (...) Kampania wyborcza Wiktora Juszczenki została opracowana przez polską diasporę, a jej ojcem ideologicznym jest Zbigniew Brzeziński i jego dwóch synów" - powiedział kremlowski politolog. Dwóch synów Brzezińskiego - kontynuował swój wywód Markow - współpracuje ściśle z szefem fundacji Freedom House Adrianem Karatnyckym. Razem ściągnęli na Ukrainę Lecha Wałęsę, a teraz przybywającego w piątek do Kijowa Aleksandra Kwaśniewskiego.
"Polacy chcą doprowadzić do powtórki scenariusza socjotechnicznego z Belgradu i Tbilisi. (...) W ten sposób polska klasa rządząca chce zwiększyć swój wpływ na Unię Europejską, gdzie chciałaby odgrywać taką samą rolę jak Francja i Niemcy" - twierdził Markow. "Główny cel Polski to zostanie przywódczynią całej Europy środkowo-wschodniej".
Markow oskarżył też Polskę, że swoje plany forsuje potajemnie. Utrzymywał, że Ukraińcy odnoszą się do Polaków "z ogromnym niedowierzaniem". Przypominał krzywdy doznane przez Ukrainę z rąk "polskich panów" i twierdził, że Polacy do dziś uważają Ukraińców za "ludzi drugiej kategorii".
Tymczasem brytyjski "The Sunday Times" napisał powołując się na zastrzegającą sobie anonimowość wysoko postawionej osoby w ukraińskiej administracji prezydenckiej, że na początku powyborczego konfliktu na Ukrainie Rosja zaoferowała ukraińskiemu rządowi dyplomatyczne wsparcie, gdyby zdecydował się na użycie siły, by stłumić prodemokratyczne demonstracje. Osoba ta powiedziała, że Borys Gryzłow, szef rosyjskiego parlamentu i wysłannik prezydenta Rosji Władimira Putina na Ukrainę, obiecał "dyplomatyczną osłonę" przed międzynarodową reakcją, jaką wywołałoby użycie siły.
Źródło, o którym pisze "The Sunday Times" - podkreśliło jednak, że zobowiązanie to zostało podjęte na początku narastania protestów po drugiej turze ukraińskich wyborów prezydenckich, w których, według oficjalnych wyników zwyciężył kandydat rządzącego obozu Wiktor Janukowycz.
Szczegóły rosyjskiej obietnicy pojawiły się - podkreśla gazeta - gdy w sobotę ukraiński parlament ogłosił, że wybory są nieważne. Parlament - dodaje "The Sunday Times" - nie ma prawnej możliwości unieważnienia wyników wyborów, ale jego deklaracja jest politycznym wsparciem dla opozycji. W poniedziałek skargę ukraińskiej opozycji na nadużycia w drugiej turze wyborów rozpatrzy Sąd Najwyższy Ukrainy.
em, pap