"Mieliśmy ogromne szczęście, że ta ogromna fala rozbiła się o leżący bliżej atol koralowy i na naszą plażę dotarły już jedynie fale o wysokości ponad dwóch metrów. "Wszystkim nam na szczęście udało się uciec przed wodą. Dzięki Bogu, nikt z nas w tej chwili nie był w wodzie ani nie spał. Baliśmy się jednak bardzo. Czuliśmy potem, że znów się narodziliśmy" - dodała.
Na wysepce sąsiadującej z tą, na której wypoczywają czescy artyści, po przejściu ogromnej fali został jedynie budynek szkoły. Resztę zmiotła woda.
"To wygląda jak raj. Nic, tylko morze, palmy, żadnej cywilizacji. Wysepka jest malutka, ale dopiero w chwili takiego nieszczęścia człowiek stwierdza, jak bardzo jest niebezpieczna, bo nie ma gdzie uciec" - powiedziała Vendula Svobodova.
Czesi chcą do kraju powrócić już w środę, ale nie wiedzą, czy będzie to możliwe, bowiem pierwszeństwo mają najciężej poszkodowani. Oni sami zapewniają, że nigdy nie zapomną uczucia potwornego strachu, kiedy ubrani w kamizelki ratunkowe, na pozbawionej prądu, wody i łączności wyspie przez długie godziny czekali na przyjście kolejnej fali.
em, pap