Przeciwnikami dyrektywy, opracowanej przez byłego unijnego komisarza do spraw rynku wewnętrznego Fritsa Bolkesteina, są związki zawodowe, partie lewicowe oraz niektórzy z unijnych przywódców, z prezydentem Francji Jacquesem Chirakiem i kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem na czele.
Zdaniem związków zawodowych, realizacja dyrektywy spowoduje likwidację wielu dobrze opłacanych miejsc pracy w zamożniejszych państwach UE i unicestwi tradycyjne metody wykonywania wielu zawodów.
Przedmiotem szczególnej krytyki jest tak zwana zasada kraju pochodzenia, na mocy której firmy-usługodawcy będą działać na podstawie przepisów, obowiązujących w ich państwach macierzystych.
"Dyrektywa Bolkesteina wraz z jej zasadą kraju pochodzenia jest nie do przyjęcia, gdyż jej celem jest wyeliminowanie jakiegokolwiek wymiaru społecznego na rynku wewnętrznym" - powiedział Wolfgang Kowalsky z Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych.
Według Konfederacji, do Brukseli przybyło co najmniej 50 tysięcy demonstrantów.
Zdaniem obserwatorów, spór wokół liberalizacji rynku usług może zaowocować spadkiem poparcia Francuzów dla konstytucji UE. Referendum w sprawie jej przyjęcia odbędzie się we Francji 29 maja.
Zwolennikami dyrektywy jest 10 krajów członkowskich, w tym przyjęte niedawno do UE państwa postkomunistyczne, które liczą na rozszerzenie dostępu ich obywateli do nadal ściśle reglamentowanego unijnego rynku pracy.
ss, pap