Redaktor naczelny "Romania Libera" Mihai Bacanu powiedział, że cała trójka zaginęła wkrótce po przeprowadzeniu wywiadu z tymczasowym premierem Iraku Ijadem Alawim. Ohanesian chciał jeszcze zostać i zbierać informacje do reportaży, ale Bacanu polecił mu, by wracał do kraju.
Dziennikarzy porwano w czasie, gdy prezydent Rumunii Traian Basescu kończył dwudniową podróż do Iraku i Afganistanu. Rumunia, sojusznik Stanów Zjednoczonych, ma w Iraku około 800 żołnierzy, a w Afganistanie około 500.
Dyplomaci rumuńscy w Bagdadzie poinformowali Bacanu, że dziennikarzy uprowadzono z hotelu. Na razie żadne ugrupowanie nie przyznało się do porwania i nie zażądało okupu.
Prima TV podała, że Marie Jeanne Ion zdołała zatelefonować do newsroomu w Bukareszcie i powiadomić redakcję, co się stało.
Koledzy w Bukareszcie słyszeli przez telefon, jak Ion rozmawia z porywaczami i prosi ich, po angielsku, oraz przez tłumacza po arabsku, aby nie zabijali ich, ani nie porywali, bo są z biednego kraju i nie mają pieniędzy na zapłacenie okupu.
Później dziennikarka wysłała do redakcji SMS: "Pomóżcie, to nie jest żart, porwano nas". Takiej samej treści wiadomość dotarła z telefonu Ion do jej matki.
Matka zaapelowała potem do władz, aby nie podejmowały przedwcześnie prób odbicia porwanych, zanim nie dowiedzą się, jakie są zamiary porywaczy. "Proszę, nie wysyłajcie sił specjalnych. Musimy zaczekać i ustalić, czego chcą porywacze" - powiedziała Magdalena Ion.
Władze w Bukareszcie powołały centrum kryzysowe, która ma koordynować starania o uwolnienie dziennikarzy. Na środę zapowiedziano nadzwyczajne posiedzenie rządu.
We wtorek wydarzenie to nie schodziło z czołówek rumuńskich serwisów informacyjnych. Tylko nieliczne gazety poinformowały o porwaniu, bowiem wiadomość nadeszła późnym wieczorem w poniedziałek, już po zamknięciu numerów.
Według komentatorów cytowanych w radiu i telewizji, porwanie nie powinno być zaskoczeniem, bo wziąwszy pod uwagę obecność rumuńskich żołnierzy w Iraku, Rumunia powinna była się czegoś takiego spodziewać.
George Damian, dziennikarz jednej z głównych rumuńskich gazet, "Ziua", powiedział jednak PAP, że dominuje zaskoczenie. "Wszyscy są zaskoczeni, uczucie niedowierzania dominuje na ulicach, wśród ludzi. To pierwszy tego rodzaju przypadek - podkreślił. - Przede wszystkim do tej pory Rumuni byli w jakimś sensie chronieni w Iraku, zarówno dziennikarze, jak i żołnierze. Nikt dotąd nie zginął. Po raz pierwszy Rumunia jest w Iraku w cokolwiek zamieszana".
"Wszyscy się teraz zastanawiają, dlaczego to się stało, jest wiele domysłów" - dodał.
Część komentatorów jest zdania, że porwanie ma związek z wizytą prezydenta Basescu w Iraku, co miało skierować uwagę rebeliantów w stronę Rumunii. Inni uważają, że to przypadek, iż porwani zostali Rumuni. W mediach podkreśla się, że reporterka, która jest w trójce porwanych być może złamała jakieś zasady, jakich obcokrajowcy powinni przestrzegać w muzułmańskim kraju, na przykład jeśli chodzi o ubiór.
Prezydent Basescu powiedział, że Bukareszt zwrócił się do "służb specjalnych naszych sojuszników, aby pomogły rozwiązać problem".
ss, ks, pap