Przedłużający się impas oburzał wielu Irakijczykom, którzy nie ulękli się gróźb partyzantów i licznie głosowali w wyborach, w nadziei, że po nich sprawy szybko ruszą z miejsca.
Wybrany w niedzielę na przewodniczącego parlamentu irackiego, Haszim Hasani, 51-letni arabski sunnita, uzyskał poparcie większości szyickiej i Kurdów, bo uchodzi za polityka umiarkowanego, który na pierwszym miejscu stawia interes kraju, a nie swojej społeczności.
Arabscy sunnici, stanowiący 15-20 procent ludności kraju, mają tylko 17 mandatów w 275-miejscowym Zgromadzeniu Narodowym, bo większość z nich zbojkotowała wybory 30 stycznia. Szyici i Kurdowie postanowili jednak powierzyć im przewodnictwo w parlamencie w geście dobrej woli wobec społeczności, która za Saddama Husajna była uprzywilejowana, a teraz musi pogodzić się z utratą dominującej pozycji politycznej.
Hasani, do niedzieli minister przemysłu w tymczasowym rządzie Ijada Alawiego, był jednym z nielicznych polityków sunnickich, którzy na początku listopada poparli plan amerykańskiego szturmu na 250-tysięczną Faludżę, wówczas bastion partyzantki sunnickiej.
W niedzielę, przemawiając do deputowanych, wezwał ich, by utrzymywali bliski kontakt ze swymi wyborcami. "Powinniście dzielić cierpienia swoich ludzi, którzy zmagają się z przerwami w dopływie elektryczności i wody, i którym zagraża terroryzm" - oświadczył.
Krytycy mówią, że Hasani ma zbyt małe wpływy wśród arabskich sunnitów, żeby przekonać swych współwyznawców, iż nie powinni popierać partyzantów. Zarzucają mu też, że za słabo zna swój ojczysty kraj, bo wiele lat przebywał za granicą.
Hasani, który pochodzi w Kirkuku (Irak północny), ukończył w 1982 roku Uniwersytet Nebraski w USA, a w 1990 roku uzyskał doktorat z rolnictwa i ekonomii na Uniwersytecie Connecticut. Podczas pobytu w USA działał w irackich ugrupowaniach antysaddamowskich, prowadził też firmę w Los Angeles.
em, pap