Była ukraińska elektrownia atomowa w Czarnobylu leży blisko białoruskiej granicy. W wyniku wybuchu jednego z reaktorów napromieniowaniu uległo 23 proc. terytorium Białorusi. Z najbardziej skażonej strefy wysiedlono ponad 130 tysięcy osób.
Wiceminister spraw zagranicznych Wiktar Hajsionak powiedział na konferencji prasowej zorganizowanej w ubiegły czwartek, że w wyniku katastrofy straty gospodarcze Białorusi ocenia się na 235 miliardów dolarów.
Od 1991 roku na likwidację następstw awarii niepodległa już Białoruś wydała 13 miliardów dolarów - podkreślił wiceminister. Zwrócił uwagę, że im więcej czasu mija od tragedii, tym trudniej "zapewnić należyte traktowanie czarnobylskiej tematyki przez społeczność międzynarodową i zwiększać pomoc zagraniczną".
W tych dniach białoruskie państwowe media nie eksponują tak jak w latach ubiegłych tematyki czarnobylskiej. Na pierwszych stronach we wtorek publikowane są głównie artykuły dotyczące sobotniego czynu społecznego z udziałem prezydenta Łukaszenki.
Rządowy dziennik "Respublika" podał, że w wyniku awarii w Czarnobylu na Białorusi jest 11 tysięcy ludzi chorych na nowotwory tarczycy, z czego 1,5 tysiąca to dzieci. Dziennik pisze, że chociaż śmiertelność udało się ograniczyć, to liczba chorych nadal będzie rosła.
Tymczasem opozycyjny dziennik "Narodnaja Wola" zwraca uwagę, że wraz z rozpadem Związku Radzieckiego upadł cały system pomocy ludziom, którzy ucierpieli w wyniku napromieniowania. "Dziś praktycznie nic się nie robi w celu ochrony ludzi (...). Jedzą to, co wyhodują na swoich działkach. Dotyczy to także tych, których pozostawiono na skażonych ziemiach, a jest to, bagatela, milion 800 tysięcy ludzi. Przyczyna jest jedna - to bieda" - pisze dziennik.
ks, pap
Czytaj też: Czarnobyl największy blef XX wieku