Piętrowy autokar, wiozący 71 Polaków z wycieczki do Chorwacji, nie zmieścił się pod wiaduktem kolejowym w Mohelnicy niedaleko Szumperka w Czechach, przy granicy z Polską, uderzając w niego górną częścią pojazdu.
W chwili uderzenia autokaru w wiadukt większość pasażerów podróżujących na górnym pokładzie spała, dlatego ich obrażenia nie są poważne. To głównie rany cięte i stłuczenia.
Czescy policjanci, którzy byli na miejscu wypadku, twierdzą, że tylko cudem nie ma ofiar śmiertelnych. Z opowieści rannych wynika, że autokar, który całkowicie zablokował przejazd wiaduktem, wbił się pod jego konstrukcję na głębokość 2 metrów.
W dziewięciodniowych wczasach, zorganizowanych przez pilskie biuro podróży "Martin", uczestniczyły głównie osoby w średnim i starszym wieku, mieszkańcy Piły, Leszna i Poznania.
"Z hotelu w Chorwacji wyjechaliśmy w sobotę o 10 rano. Nie jechaliśmy szybko. Kierowcy się zmieniali. Robiliśmy przerwy. W domu mieliśmy być w niedzielę około południa" - powiedział podróżujący z córką Roman Krawiec z Szamocina pod Piłą, który ma jedynie rozcięty łuk brwiowy. Córka z wypadku wyszła bez szwanku.
Pilotka wycieczki Hanna Nurkowska powiedziała, że z austriackiego Grazu autokar wyjechał o dziewiątej wieczorem. "Tam kierowców jadących z nami z Chorwacji wymieniło dwóch, którzy inny autobus przyprowadzili z Polski" - dodała.
Nurkowska potwierdziła przypuszczenia czeskich policjantów, że Polacy, jadąc w stronę przejścia granicznego Mikulovice- Głuchołazy, pomylili drogę. Według niej, autokar zjechał z niewielkiego ronda w dół i choć kierowca, widząc niski wiadukt, zaczął hamować, nie zdążył już zatrzymać ciężkiego pojazdu.
em, pap