Z raportu wynika, że agent FBI przydzielony do pracy w CIA wpadł na trop dwóch członków Al-Kaidy w San Diego w Kalifornii na początku 2000 roku i chciał przekazać informacje o nich do centrali FBI, ale przeszkodził mu w tym jego przełożony w CIA.
W lipcu 2001 roku z kolei inny agent FBI działający w Phoenix w stanie Arizona próbował alarmować, że islamscy ekstremiści uczą się latać samolotami w szkołach pilotażu w USA. Zignorowano jednak jego ostrzeżenia.
Przyczyną tego były zaniedbania techniczne i biurokratyczne, a także - jak wynika z raportu - obawa w FBI, aby nie narazić się na zarzut "rasowego profilowania", czyli praktykowanego przez policję w USA szczególnego zwracania uwagi na przybyszów z krajów arabskich, spośród których najczęściej rekrutują się terroryści.
Zdaniem wielu funkcjonariuszy aparatu ścigania, były to najlepsze okazje do pokrzyżowania planów Al-Kaidy dotyczących ataków na Nowy Jork i Waszyngton, do których doszło 11 września.
W raporcie nie zalecono ukarania żadnego pracownika FBI za zlekceważenie sygnałów ostrzegawczych. FBI broni swoich funkcjonariuszy i podkreśla, że po 11 września 2001 roku poczyniono kroki na rzecz wyeliminowania wcześniejszych problemów.
ss, pap