"Wspólnym celem jest akcesja. Ale nie ma automatyzmu, to otwarty proces, którego cel nie jest zagwarantowany. Musimy mieć pewność, ze Turcja jest dobrze zakotwiczona w porządku europejskim" - powiedział w środę na konferencji prasowej komisarz ds. rozszerzenia Olli Rehn.
"To będzie długa i trudna podróż" - dodał Fin.
Rehn przyznał, że dyskusja na posiedzeniu Komisji trwała bardzo długo i była "polityczna". Nie chciał jednak ujawnić, którzy komisarze opowiadali się raczej za zaproponowaniem Turcji strategicznego partnerstwa zamiast członkostwa. KE przyjęła plan negocjacyjny bez głosowania.
Mimo przyjętego planu, o rozpoczęciu negocjacji członkowskich z Ankarą 3 października ostatecznie zdecydują przywódcy "25".
"Ten termin nie powinien być odkładany. To kwestia wiarygodności Unii. Musimy dać Turcji szansę, by udowodniła, czy sobie poradzi" - powiedział Rehn.
Zgodnie z przyjętym planem negocjacyjnym (zwanym dokładnie ramami negocjacyjnymi), by wejść do Unii Ankara będzie musiała spełnić zdecydowanie ostrzejsze warunki niż to było w przypadku poprzednich rozszerzeń Unii Europejskiej.
W dokumencie czytamy, że w trakcie negocjacji "mogą być rozważone" następujące rozwiązania: "długie okresy przejściowe, derogacje (czyli stałe wyłączenie spod działania prawa wspólnotowego-PAP), szczególne ustalenia lub stałe klauzule ochronne", wykluczające Ankarę z pełnego uczestniczenia w politykach unijnych. "Komisja będzie mogła ich użyć po przedstawieniu propozycji, w takich dziedzinach jak swobodny przepływ osób, polityka strukturalna czy rolnictwo" - przewiduje plan. To, czy zastosowany zostanie całkowity zakaz pracy dla Turków w danym kraju UE, zależeć będzie od "indywidualnych decyzji" - wyjaśnił Rehn.
Funkcjonariusz UE tłumaczył dziennikarzom, że "stałość" klauzul ochronnych ma polegać nie na stałym ich używaniu, ale na stałej możliwości ich zastosowania, w sytuacji gdyby nagle zaszła taka potrzeba; porównał je do brygady przeciwpożarowej gotowej w każdej chwili ugasić pożar.
Przyjęty przez Komisję plan zakłada, że negocjacje z Turcją będą prowadzone w ramach 35 rozdziałów (w przypadku Polski było ich 29). Nowością jest to, że każdy rozdział będzie mógł być ostatecznie zamknięty tylko pod warunkiem praktycznego przyjęcia unijnych zasad, a nie tylko - jak to było w przypadku wcześniejszych rozszerzeń UE - na podstawie obietnicy kraju kandydującego, że je przyjmie. Najpierw Komisja przeprowadzi tzw. screening, czyli porówna prawo unijne z tureckim, tak by określić ewentualne różnice. Jeszcze w trakcie tego procesu, KE będzie mogła rozpocząć negocjacje w konkretnych rozdziałach, zapewne najpierw w tych łatwiejszych jak kultura czy badania naukowe.
Negocjacje członkowskie z Turkami będą mogły być zawieszone w każdej chwili, "w razie poważnych albo trwałych naruszeń w Turcji zasad wolności, demokracji, praw człowieka i podstawowych wolności oraz praw, na których opiera się Unia". O zawieszenie negocjacji będzie mogła wystąpić albo Komisja Europejska albo jedna trzecia krajów członkowskich. Decyzję w tej sprawie kwalifikowaną większością głosów podejmie Rada (ministrów) UE.
Choć dokument nie przewiduje, jak długo potrwają ewentualne negocjacje z Turcją, w Brukseli mówi się, że przynajmniej 10-15 lat.
Po niedawnej porażce referendów we Francji i Holandii w sprawie konstytucji UE coraz częściej unijni politycy podają w wątpliwość ideę przyjęcia do wspólnoty tego znaczenie biedniejszego oraz muzułmańskiego państwa. Po wejściu do Unii Turcja stałaby się krajem o największej liczbie ludności (obecnie liczy 70 mln mieszkańców), co dałoby jej zdecydowaną przewagę nad innymi w procesie podejmowania decyzji.
Turcja stara się o wejście do UE już od 1987 roku. W grudniu ub. roku przywódcy państw UE obiecali otwarcie negocjacji członkowskich pod warunkiem spełnienia przez Ankarę ostatnich dwóch wymogów: wdrożenia sześciu ustaw reformujących kodeks karny oraz podpisania protokołu rozszerzającego unię celną UE- Turcja o dziesięć nowo przyjętych krajów, w tym Cypr. Pierwszy warunek został spełniony 1 czerwca, protokół, zgodnie z zapowiedziami Ankary, ma być podpisany w lipcu.
"Nie ma powodów, by przypuszczać, że przywódcy się nie wywiążą z tego zobowiązania (otwarcia negocjacji)" - powiedział Rehn.
em, pap