Według nich, większość zatrzymanych to Beduini z okolic Szarm el- Szejk, na których natrafiono w ramach bezprecedensowej operacji przeszukiwania górzystej pustyni na Synaju, ciągnącej się za leżącym na wybrzeżu miastem. Ma to związek z zeznaniami świadków jednego z ataków, według których zamachowiec przy postoju taksówek przypominał Beduina.
Aresztowań dokonano też w Arish - stolicy prowincji Północny Synaj i innych miejscowościach na półwyspie.
"Sprawdzamy, czy w ataki nie były zamieszane obce elementy" - ujawnił anonimowy przedstawiciel policji.
Trzy wybuchy w Szarm el-Szejk nastąpiły godzinę po północy na starym bazarze i kilka kilometrów dalej, nad zatoką Naam, gdzie stoją luksusowe hotele.
W dniu zamachu w Szarm el-Szejk były wzmocnione środki bezpieczeństwa. Jeszcze przed atakami przy wjazdach do miasta ustawiono posterunki, zorganizowano kilka punktów kontrolnych, na których stali policjanci z psami. Cztery dni wcześniej otrzymano bowiem sygnał, że "coś się może stać".
Po zamachach wielu turystów zdecydowało się skrócić wakacje na plażach Szarm el-Szejk i wrócić do swych krajów lub przenieść się do innych egipskich miast.
Rano egipska agencja informacyjna Mena podała, że w ciągu minionej doby wyjechało 6,5 tys. turystów, ale przyjechało blisko 3 tys. nowych. Tymczasem zagraniczni dziennikarze widzieli w wielu hotelach wystawione w holach stosy walizek, ludzi szykujących się do wyjazdu i świecące pustkami plaże. W niedzielny ranek prawie pusty był też terminal przylotów na lotnisku.
Egipskie ministerstwa zdrowia i turystyki podały, że po zamachach z Szarm el-Szejk wyleciało 46 samolotów z turystami. Do swych krajów odleciało m.in. 350 turystów niemieckich i ok. 240 brytyjskich.
Władze w Kairze zastrzegają, że za wcześnie jeszcze na ocenę, jak zamachy odbiją się na dochodach Egiptu z turystyki, która jest jego główną gałęzią gospodarki, zapewniającą wpływy sięgające 6,5 mld dolarów rocznie.
ks, pap