Jego zdaniem, działania reżimu Łukaszenki wobec Związku Polaków na Białorusi, oskarżenia Polaków o szpiegostwo, to część "jego populistycznego image'u". "Łukaszenko wmawia ludziom, że będą bezpieczni, jeśli Białoruś pozbędzie się szpiegów. To pospolity chwyt autorytarnych reżimów" - ocenił ekspert. W opinii Dingleya, UE nie "bardzo wie, co robić" w kwestii Białorusi. "Nie można przecież obalić reżimu, a Łukaszenka ma w nosie wszelkie apele, oświadczenia i groźby izolacji. Białoruś tak czy owak jest w izolacji" - powiedział Dingley.
"W Wielkiej Brytanii (która obecnie przewodniczy pracom UE), wielu polityków doskonale wie, co się dzieje w tym małym kraju w Europie Wschodniej. Wiedzą parlamentarzyści, doskonale poinformowane jest także ministerstwo spraw zagranicznych; Wielka Brytania ma świetnego ambasadora na Białorusi" - zauważył ekspert.
Dla UE nie bez znaczenia jest stanowisko Rosji, która - jak ocenia Dingley - nie poparłaby działań na rzecz zmiany reżimu na Białorusi. Największe państwa Unii "kierują się w tej sprawie własnym interesem" - Rosja jest dla nich zbyt ważnym partnerem - ocenia ekspert.
"Gdyby Białorusini wyszli na ulicę, tak jak w ubiegłym roku Ukraińcy, Władimir Putin, który sam ma zapędy autorytarne, na pewno, stanąłby po stronie Łukaszenki" - uważa Dingley. Ale na Białorusi nie będzie "drugiej pomarańczowej rewolucji" przynajmniej przez najbliższe siedem lat, przez które najprawdopodobniej Łukaszenka pozostanie przy władzy.
W rewolucji demokratycznej na Ukrainie ogromną rolę odegrała młodzież i kontakty z mieszkańcami sąsiednich państw. Tymczasem - ocenił Dingley - Łukaszenka pilnuje, by białoruska młodzież i studenci nie zarazili się demokracją.
em, pap