"Począwszy od wiosny 2004 roku +we współpracy+ z rosyjskimi służbami specjalnymi przygotowaliśmy operację opanowania siedziby rządu Osetii Północnej, wyznaczywszy atak na 6 września 2004 roku (dzień niepodległości Iczkerii)" - twierdzi Basajew. Jednak - jak pisze w internetowym oświadczeniu czeczeński terrorysta - był "zmuszony" wziąć za cel szkołę w Biesłanie, aby zmylić czujność służb specjalnych, które miały agenta wśród rebeliantów. To jemu służby specjalne powierzyły zadanie nakłonienie bojowników Basajewa do ataku na Władykaukaz, stolicę Osetii Północnej, co skłoniłoby ich do przejścia granicy osetyjskiej.
"Rosyjskie służby specjalne powinny były złapać grupę w zasadzkę i wyeliminować ją po jej przybyciu do Władykaukazu. I dlatego przyjechaliśmy do Biesłanu, +myląc się+ co do czasu i miejsca ataku" - ironizuje Basajew, nie wyrażając żadnego żalu z powodu licznych ofiar tragedii w Biesłanie.
Basajew opowiedział się za "międzynarodowym śledztwem" w sprawie Biesłanu i twierdzi, że "żyjący uczestnik" ataku mógłby być świadkiem. Nie precyzuje jednak, czy chodzi o Nurpaszę Kułajewa, jedynego schwytanego uczestnika ataku terrorystycznego na szkołę, którego proces trwa obecnie we Władykaukazie.
1 września 2004 roku kaukascy terroryści zajęli szkołę podstawową w Biesłanie, biorąc ponad 1,1 tys. zakładników, głównie dzieci, które uczestniczyły w uroczystej inauguracji roku szkolnego. 3 września siły specjalne wzięły budynek szturmem. Zginęło 318 zakładników, w tym 186 dzieci. Sprawa ataku na Biesłan od początku nasuwała wiele wątpliwości, co do roli władz zarówno lokalnych, jak i centralnych. Ich wyjaśnienia domagają się m.in. matki zabitych dzieci, zorganizowane w komitecie Matki Biesłanu, które w zeszłym tygodniu okupowały budynek sądu, bezskutecznie żądając spotkania z prowadzącym sprawę prokuratorem.
Okoliczności tragedii bada m.in. specjalna komisja, utworzona przez Dumę Państwową, izbę niższą rosyjskiego parlamentu. Odkłada ona z miesiąca na miesiąc ogłoszenie raportu ze swoich prac.
em, pap