"Skoro chcemy wrócić do Polski, to musi się tam poprawić" - powiedział 37-letni Krzysztof z Wrocławia, który od roku pracuje w Londynie jako lekarz i w niedzielę głosował razem z żoną. Przyznał, że spośród jego polskich znajomych w Wielkiej Brytanii niewiele osób interesuje się wyborami parlamentarnymi w Polsce. "Myślę, że ludzi po prostu machają ręka na to, co się dzieje w Polsce, interesują się tym, co się dzieje w Wielkiej Brytanii, wielu po prostu nie ma zamiaru wracać do kraju" - powiedział Krzysztof. On sam zamierza zostać w Londynie co najmniej kilka lat, "chyba że w Polsce dramatycznie się nagle poprawi".
Troje młodych Polaków - 25-letni Radek i Dana oraz 23-letni Krzysztof - przyjechało do Londynu na wybory z Oxfordshire. Dojazd autobusem zajął im około półtorej godziny. "Zamierzamy za kilka lat wrócić do Polski, więc chcemy mieć wpływ na to co, się tam będzie wówczas działo" - mówią.
Przedstawiciele tzw. starej, powojennej emigracji, Natalia i Roman Gumińscy biorą udział we wszystkich wyborach od 1989 roku. W Wielkiej Brytanii są od 50 lat.
"Oczekuję, że przy władzy zostaną tylko porządni i uczciwi ludzie, patrioci - powiedziała pani Natalia. - Bardzo czekam na to, że młodzi ludzie, nowe pokolenie, w końcu dorosną i będą nie tylko brać udział w głosowaniu, ale i w rządzeniu". "Nasi znajomi, z naszego pokolenia, prawie wszyscy głosują, ale ich jest coraz mniej" - dodał Roman Gumiński.
Wielu Polaków, którzy od niedawna mieszkają w Wielkiej Brytanii nie interesuje się wyborami parlamentarnymi, a niektórzy twierdzą, że nie wiedziało bądź zapomniało o wyborach do Sejmu i Senatu. Mylą też wybory parlamentarne z prezydenckimi.
Na prezydenta chce również głosować 30-letnia Gosia (od 9 miesięcy pracująca w Anglii), która w sobotę wieczorem przyszła na koncert do Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w londyńskiej dzielnicy Hammersmith. "Prezydent reprezentuje Polskę za granicą, więc uważam, że są to ważniejsze wybory dla ludzi, którzy nie mieszkają w Polsce" - ocenia.
Według konsula Ireneusza Truszkowskiego, do wczesnego popołudnia w niedzielę wybory w Londynie przebiegały "sprawnie i płynnie" - wyborcy nie muszą czekać w kolejkach. Sporo osób pojawia się z zaświadczeniami o prawie do głosowania ze swoich okręgów wyborczych; oddanie głosu umożliwia się także tym, którzy udowodnią, że zgłosili się do spisu wyborców, ale z niewiadomych powodów nie ma ich na liście.
Od wczesnych godzin przedpołudniowych duże kolejki ustawiają się w konsulacie polskim w Brukseli, gdzie trwa głosowanie. Dotychczas głosowało ponad 600 osób. Polacy głosują też w polskich komisjach wyborczych w Antwerpii i w Luksemburgu. W holu brukselskiego konsulatu kłębi się tłum chętnych do głosowania.
"Raz jest mniej, raz więcej ludzi, ale kolejka stoi od rana" - mówi ochroniarz odpowiedzialny za pilnowanie porządku.
"Frekwencja jest dość duża. Wiele osób zapisuje się na listy wyborcze dopiero dzisiaj" - mówi konsul ds. prawnych Mikołaj Kwiatkowski. Jak wyjaśnia, wcześniej zgłosiło się do konsulatu w Brukseli ok. 1500 osób, po kilkuset Polaków zapisało się na głosowanie w Luksemburgu i w Antwerpii. "Wcześniej zapisują się zazwyczaj osoby, które na stałe mieszkają w Belgii lub Luksemburgu, w ostatniej chwili ci, którzy są tu przejazdem lub nielegalnie" - dodaje Kwiatkowski.
W Brukseli w kolejce do urny stoją całe rodziny, dużo jest ludzi bardzo młodych.
"Studiuję w Brugii, przyjechałam zagłosować, bo uważam to za swój obowiązek. Podobnie zrobię w czasie wyborów prezydenckich" - mówi PAP studentka Natalia z Wrocławia. "Na co liczę? Na zmiany, przede wszystkim w gospodarce, służbie zdrowia" - dodaje.
Podobnie jak ona, jej koledzy - także studenci prestiżowego Kolegium Europejskiego w Brugii - podkreślają, że na razie nie widzą dla siebie w Polsce perspektyw zawodowych. "Być może jednak po tych wyborach będzie lepiej" - zaznacza Marcin z Katowic.
"Mieszkamy w Brukseli od kilku lat. Nie wiem czy wrócimy do Polski, ale nie można przegapić szansy na zmiany, dlatego głosujemy" - mówi młoda matka, która przyszła do konsulatu z 6- miesięczną córeczką. "Robię to po to, by jej było łatwiej. Może gdy dorośnie wybierze Polskę na miejsce zamieszkania" - uśmiecha się.
Z podobnych powodów do konsulatu przyszła w niedzielę 50-latka spod Białegostoku, która sprząta prywatne mieszkania w Brukseli. "Głosuję w Belgii, od kiedy tu jestem, od 12 lat, we wszystkich wyborach" - deklaruje. - Robię to dla moich dzieci, które zostały w Polsce, i jak Bóg pozwoli, zostaną jak najdłużej". W referendum europejskim też wzięła udział, oddając głos na "tak", "bo wierzy w lepszą przyszłość".
Polacy przebywający w Hiszpanii głosują w trzech okręgach wyborczych - obejmującym Katalonię i Baleary, w Walencji oraz w okręgu madryckim (pozostała część kraju). Mają one siedziby w ambasadzie polskiej w Madrycie, konsulacie generalnym w Barcelonie oraz w konsulacie honorowym w Walencji.
"Wydaje się, że frekwencja wyborcza jest dobra - powiedziała Agnieszka Kucińska z Wydziału Konsularnego ambasady RP w Madrycie. - Do południa zagłosowało około 80 z 239 osób zarejestrowanych u nas; poza tym zgłaszają się wyborcy nie widniejący na liście, ale posiadający zaświadczenie o prawie do głosowania". "Przychodzą całe rodziny, zapowiedziały się dwie wycieczki, w tym jedna w drodze powrotnej z Portugalii" - dodała.
W kilku komisjach we Francji na listy wyborców zapisało się trzy tysiące Polaków, by wziąć udział w wyborach parlamentarnych. Najwięcej, 2.200 osób, w Paryżu, gdzie do godz. 17.30 frekwencja sięgnęła ok. 75 proc. Polacy przebywający we Francji głosują też w konsulatach w Lille, Marsylii, Strasburgu i Lyonie.
Obywatele polscy na stałe mieszkający za granicą i Polacy przebywający czasowo poza krajem mogą głosować w wyborach parlamentarnych w polskich placówkach konsularnych.
Wszyscy polscy obywatele przebywający za granicą głosują na kandydatów z listy "Warszawa 1". Jest na niej 537 nazwisk kandydatów do Sejmu i 21 do Senatu.
em, pap