Dla Polski ówczesna propozycja dawała na czysto (po odliczeniu składki) około 60 mld euro.
"Nie komentujemy krążących liczb. Oficjalną propozycję przedstawimy w tygodniu przed +konklawe+ ministrów spraw zagranicznych w sprawie budżetu" - powiedział PAP rzecznik brytyjskiego przewodnictwa w UE.
Strona polska również nie komentuje informacji podanych przez wspomniane dwa źródła dyplomatyczne. Jak powiedział w piątek wieczorem PAP minister ds. europejskich Jarosław Pietras, trzeba poczekać na oficjalne stanowisko brytyjskie.
"Konklawe" ma się odbyć 7 grudnia, a szczyt europejski, na którym przywódcy państw UE po raz drugi spróbują osiągnąć porozumienie budżetowe, 15 i 16 grudnia.
W Brukseli panuje przekonanie, że Londyn zaproponuje cięcia "po równo" dla wszystkich krajów członkowskich, w tym najbiedniejszych, by znaleźć środki, których na szczycie w czerwcu brakowało na spełnienie roszczeń Szwecji i Holandii. Nie zgodzi się zrezygnować w tym celu z rabatu brytyjskiego, czyli kilkumiliardowego upustu w składce do budżetu UE.
Mówi się, że aby przekonać nowe kraje UE do rezygnacji z tego, co gwarantowała czerwcowa propozycja Luksemburga, Londyn obieca ułatwienia w absorpcji unijnych środków.
"To pułapka" - ocenia dyplomata dużego kraju UE. Jego zdaniem nowe kraje nie powinny rezygnować z kilku miliardów dla tych obietnic, na które potem może nie być zgody Komisji Europejskiej.
"Dla dziesięciu nowych krajów UE jest jasne, że fundusze spójności nie mogą być poświęcone na reformy" - powiedział w piątek w Budapeszcie premier Węgier Ferenc Gyurcsany. Nawiązał do inicjatywy nowych państw członkowskich, by napisać wspólny list do Brytyjczyków w obronie oczekiwanych przez nie wydatków na politykę spójności.
ks, pap