Szef brytyjskiej dyplomacji Jack Straw zapewnił, że Londyn przedstawi nową propozycję finansowania Unii najpóźniej 24 godziny przed rozpoczęciem szczytu europejskiego, co zaplanowano na godzinę 18 w czwartek. Oznacza to, że państwa członkowskie poznają tę propozycję w środę po południu.
"Żyjemy w zrozumiałym napięciu, bo czekamy na budżet, ale nie chcę dzisiaj mówić o porażce lub sukcesie, ponieważ czekamy na sensowną propozycję, która pozwoli ten budżet uchwalić" - powiedział Meller.
Dyplomaci unijni nie spodziewają się jednak znaczących zmian w nowej propozycji. "Trudny będzie powrót do poziomu wydatków z propozycji luksemburskiej" - oceniły w piątek źródła w KE. Przewidują one, że Londyn podniesie ogólny poziom wydatków najwyżej o około 8 mld.
Jack Straw przyznał zresztą na konferencji prasowej, że "pole manewru jest bardzo małe". "Ale żeby było jasne: zależy nam, aby doszło do porozumienia" - podkreślił.
Część spotkania ministrów spraw zagranicznych poświęcona finansowaniu Unii Europejskiej trwała zaledwie kilkanaście minut.
Głównym tematem niespodziewanie stała się kwestia przyznania Macedonii statusu kraju kandydującego do UE. Francja zażądała, by kraje unijne porozumiały się w sprawie finansowania rozszerzonej Unii zanim przyzna się Macedonii taki status, co postulowała Komisja Europejska.
W kuluarach dyplomaci komentowali, że Paryż łączy sprawę Macedonii z budżetem, gdyż chce wymusić na Londynie, który zawsze był zwolennikiem rozszerzenia UE, by zredukował w nowej propozycji budżetowej swój rabat w składce do wspólnego budżetu.
Francuski minister spraw zagranicznych Philippe Douste-Blazy wezwał w poniedziałek Brytyjczyków, aby zredukowali swój rabat z 50 mld euro do 35-36 mld euro w ciągu siedmiu lat trwania budżetu. Londyn zgadza się na cięcia w wysokości co najwyżej 8 mld.
Minister Meller spotkał się wcześniej w Brukseli z przedstawicielami krajów bałtyckich i nordyckich. "Nic się nie zmieniło w postawie tych krajów. Są przeciwne propozycji brytyjskiej" - powiedział.
Przyznał jednak, że choć ostatnia, przedstawiona przed tygodniem brytyjska propozycja budżetu budzi powszechny sprzeciw, to dla każdego kraju powody są różne. To utrudnia zawieranie koalicji.
Przedstawiona 5 grudnia propozycja Londynu została skrytykowana nie tylko przez pozostałe 24 kraje członkowskie, ale także przez Parlament Europejski i Komisję Europejską. Zakłada ona zmniejszenie globalnych wydatków Unii do 846,7 mld euro, czyli 1,03 dochodu narodowego brutto (wobec 871,6 mld euro proponowanych w czerwcu przez ówczesne luksemburskie przewodnictwo - 1,056 DNB), głównie poprzez zmniejszenie o 14 mld euro sum przeznaczonych dla nowych, najbiedniejszych krajów członkowskich.
Polska - według wyliczeń KE - w propozycji brytyjskiej w stosunku do luksemburskiej traci około 5,5 mld euro, w tym 600 mln w ramach funduszy na rozwój obszarów wiejskich, a resztę w ramach funduszy strukturalnych i spójności. W sumie otrzymałaby z puli na politykę regionalną nieco ponad 56 mld euro, gdy w czerwcu Luksemburg obiecywał 61,6 mld euro.
ss, pap