Ujawnienie jednak w grudniu ub. roku nawet tak ograniczonego programu inwigilacji - uzasadnianego potrzebą wykrycia kontaktów obywateli USA z Al-Kaidą - wywołało burzę w Waszyngtonie. Prezydentowi zarzucono naruszenie prawa, gdyż powinien uzyskać zgodę na inwigilację od specjalnego tajnego sądu nadzorującego pracę wywiadu.
Biura Cheneya i NSA odmówiły komentarzy na temat doniesień "NYT".
Tymczasem kilka dni temu dziennik "USA Today" ujawnił, że NSA gromadziła jednak dane także o krajowych rozmowach telefonicznych, które otrzymywała od firm telekomunikacyjnych: Verizon, AT&T i Bell South.
Według gazety, krajowych rozmów wywiad nie podsłuchiwał, ale bez nakazu sądowego rejestrował numery, z których dzwoniono i daty oraz godziny rozmów. Zdaniem krytyków, naruszono w ten sposób prawo i konstytucyjną zasadę ochrony prywatności.
W sprawie podsłuchów jednak większość Amerykanów jest po stronie Busha - jak wynika z ostatniego sondażu ponad 60 proc. popiera rejestrowanie rozmów.
W niedzielę w wywiadach dla telewizji CBS News i CNN doradca Busha ds. bezpieczeczeństwa narodowego Stephen Hadley odrzucił te oskarżenia twierdząc, że dane o rozmowach telefonicznych nie podlegają ochronie konstytucyjnej.
Hadley powiedział, że "nie może potwierdzić ani zdementować" informacji o rejestrowaniu rozmów, ale według niego, wszystko, co robi w tym zakresie rząd, jest w pełni legalne.
Najnowsze rewelacje o gromadzeniu danych o telefonach mogą jednak dodatkowo utrudnić zatwierdzenie w Senacie nominacji generała Michaela Haydena na dyrektora CIA. Był on szefem NSA w czasie, gdy agencja ta monitorowała telefony i e-maile międzynarodowe i bronił tych działań.
Występujący w niedzielnych talk-showach telewizyjnych senatorowie z Komisji Wymiaru Sprawiedliwości zapowiadali, że będą mieli do generała wiele kłopotliwych pytań, kiedy wystąpi on na przesłuchaniach nominacyjnych w tym tygodniu.
pap, ab