Afera dotyczy głośnej sprawy przecieku z CIA. Były szef kancelarii wiceprezydenta Dicka Cheneya, Lewis Libby, który z upoważnienia Busha był autorem przecieku, przekazał dziennikarce "New York Timesa" Judith Miller wyrywkowe informacje z raportu CIA, z których miało wynikać, że wywiad ma dowody, iż Irak starał się o zakup w Afryce uranu do produkcji broni nuklearnej.
W rzeczywistości konkluzje tego raportu nie były jednoznaczne. Przeciek miał jednak zdyskredytować emerytowanego dyplomatę Josepha Wilsona, który po powrocie z misji do Afryki w 2002 r. napisał na łamach tej samej gazety w lipcu 2003 r., że nie ma żadnych dowodów na to, by reżim Saddama Husajna starał się tam kupić uran.
Jak powiedział w środę Fitzgerald, Libby "podzielał przekonania swego przełożonego i podlegał jego kierownictwu", stąd też stanowisko wiceprezydenta mogło mieć kluczowe znaczenie dla sprawy przecieku.
Oskarżyciel powołał się na notatki zrobione osobiście przez Cheneya na tekście artykułu Wilsona. Sam Libby zeznając przed specjalną komisją, zajmującą się sprawą, przyznał że Cheney był tak poirytowany zarzutami Wilsona, że niemal codziennie po pojawieniu się artykułu dyskutowali na ten temat. "Ogromnie mu zależało by na jaw wyszła prawda" - mówił były szef sztabu wiceprezydenta.
pap, ss