Polski premier Kazimierz Marcinkiewicz odgrywał z punktu widzenia braci Kaczyńskich bardzo pożyteczną rolę, gdy jednak stał się zbyt skuteczny, musiał odejść ze stanowiska - napisał "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung".
Autor artykułu "Marionetka braci Kaczyńskich" - warszawski korespondent gazety Konrad Schuller - uważa, że dymisja Marcinkiewicza związana jest z jego postawą wobec odwołania przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego udziału w spotkaniu Trójkąta Weimarskiego, chociaż nie jest jedyną przyczyną odejścia.
Schuler relacjonuje przebieg skandalu wywołanego opublikowaniem 26 czerwca satyrycznego materiału "Młody polski kartofel. Dranie, które chcą rządzić światem", zawierającego obraźliwe sformułowania pod adresem prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego brata Jarosława. Wspomina o liście ośmiu byłych ministrów spraw zagranicznych, którzy wyrazili zdziwienie z powodu odwołania wizyty w Weimarze przez prezydenta.
Zdaniem autora, Marcinkiewicz, był "daleki od tego, by otwarcie przyłączyć się do tego chóru" (krytyków prezydenta). Ponieważ jednak od miesięcy premier próbował za pomocą "rzeczowej, twardej pracy" poprawić nadszarpnięty wizerunek Polski za granicą, uprawnione jest przypuszczenie, że uczyniłby to (przyłączyłby się do krytyków), gdyby nie był skazany "na dobre i złe" na ścisłą współpracę z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego bratem Jarosławem, przewodniczącym partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość - czytamy.
"Marcinkiewicz milczał więc publicznie na temat odwołania podróży swego szefa" - stwierdził autor. Podkreślił, że w poufnej rozmowie z liderem opozycji - Donaldem Tuskiem mówił jednak otwarcie o swoich kłopotach, co tamten publicznie "roztrąbił".
"Bez wątpienia byłoby dużą przesadą wskazywanie na aferę kartoflową jako na wyłączną przyczynę upadku szefa rządu" - zastrzega Schuller. "Jego źle skrywane niezadowolenie z odwołania podroży prezydenta było jedynie ostatnim aktem długiego dramatu - dramatu marionetki, która budzi się do życia i w końcu, ponieważ myli tekst i sceny spektaklu lalkowego, musi wrócić do szuflady" - czytamy.
"FAS" uważa, że bracia Kaczyńscy od początku byli przeciwni samodzielności Marcinkiewicza. "Bliźniacy Kaczyńscy wzięli go w 2005 r. z nicości, aby podczas podwójnej kampanii wyborczej, gdy trwała walka o urząd prezydenta i parlament, uniknąć wrażenia, że w przypadku zwycięstwa kraj rządzony jest przez prezydenta i premiera, których obywatele mogą odróżnić jedynie po znamieniu na policzku" - pisze Schuller.
Nieoczekiwane sukcesy Marcinkiewicza - zdaniem "FAS" - stały się prawdopodobnie przyczyną jego nieszczęścia. Schuller przypomina, że zaraz po objęciu urzędu, popularność premiera zaczęła wzrastać. "Nie było to przewidziane" - wtrąca autor. Wskazuje na sondaż z końca maja, w którym zaufanie do Marcinkiewicza wyraziło 69 proc. ankietowanych, natomiast do Jarosława Kaczyńskiego tylko 45 proc.
"Ta niechciana konkurencja spowodowała, że pewne różnice zdań między Marcinkiewiczem i bliźniakami, które w innej sytuacji nie miałyby znaczenia, stały się powodem rozwodu" - ocenia gazeta. Autor wskazał na krytyczne podejście premiera do koalicji z Samoobroną i LPR oraz jego próby bronienia dyscypliny budżetowej. "Pomimo zasadniczego eurosceptycyzmu swej partii, poszukiwał pragmatycznego podejścia do Europy, a w końcu uważano go za jednego z tych, na których można było wskazać, gdy trzeba było za granicą udowodnić, że również w obozie braci Kaczyńskich przy całej homofobicznej, antyniemieckiej i narodowo-klerykalnej retoryce, u steru znajdują się w zasadzie fachowcy kierujący się trzeźwym rozsądkiem" - czytamy.
"Ten człowiek poślizgnął się teraz na kartoflu. Jarosławowi Kaczyńskiemu trudno będzie zebrać taki kapitał zaufania jak jego poprzednikowi" - stwierdził w konkluzji autor komentarza.
pap, ab
Schuler relacjonuje przebieg skandalu wywołanego opublikowaniem 26 czerwca satyrycznego materiału "Młody polski kartofel. Dranie, które chcą rządzić światem", zawierającego obraźliwe sformułowania pod adresem prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego brata Jarosława. Wspomina o liście ośmiu byłych ministrów spraw zagranicznych, którzy wyrazili zdziwienie z powodu odwołania wizyty w Weimarze przez prezydenta.
Zdaniem autora, Marcinkiewicz, był "daleki od tego, by otwarcie przyłączyć się do tego chóru" (krytyków prezydenta). Ponieważ jednak od miesięcy premier próbował za pomocą "rzeczowej, twardej pracy" poprawić nadszarpnięty wizerunek Polski za granicą, uprawnione jest przypuszczenie, że uczyniłby to (przyłączyłby się do krytyków), gdyby nie był skazany "na dobre i złe" na ścisłą współpracę z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego bratem Jarosławem, przewodniczącym partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość - czytamy.
"Marcinkiewicz milczał więc publicznie na temat odwołania podróży swego szefa" - stwierdził autor. Podkreślił, że w poufnej rozmowie z liderem opozycji - Donaldem Tuskiem mówił jednak otwarcie o swoich kłopotach, co tamten publicznie "roztrąbił".
"Bez wątpienia byłoby dużą przesadą wskazywanie na aferę kartoflową jako na wyłączną przyczynę upadku szefa rządu" - zastrzega Schuller. "Jego źle skrywane niezadowolenie z odwołania podroży prezydenta było jedynie ostatnim aktem długiego dramatu - dramatu marionetki, która budzi się do życia i w końcu, ponieważ myli tekst i sceny spektaklu lalkowego, musi wrócić do szuflady" - czytamy.
"FAS" uważa, że bracia Kaczyńscy od początku byli przeciwni samodzielności Marcinkiewicza. "Bliźniacy Kaczyńscy wzięli go w 2005 r. z nicości, aby podczas podwójnej kampanii wyborczej, gdy trwała walka o urząd prezydenta i parlament, uniknąć wrażenia, że w przypadku zwycięstwa kraj rządzony jest przez prezydenta i premiera, których obywatele mogą odróżnić jedynie po znamieniu na policzku" - pisze Schuller.
Nieoczekiwane sukcesy Marcinkiewicza - zdaniem "FAS" - stały się prawdopodobnie przyczyną jego nieszczęścia. Schuller przypomina, że zaraz po objęciu urzędu, popularność premiera zaczęła wzrastać. "Nie było to przewidziane" - wtrąca autor. Wskazuje na sondaż z końca maja, w którym zaufanie do Marcinkiewicza wyraziło 69 proc. ankietowanych, natomiast do Jarosława Kaczyńskiego tylko 45 proc.
"Ta niechciana konkurencja spowodowała, że pewne różnice zdań między Marcinkiewiczem i bliźniakami, które w innej sytuacji nie miałyby znaczenia, stały się powodem rozwodu" - ocenia gazeta. Autor wskazał na krytyczne podejście premiera do koalicji z Samoobroną i LPR oraz jego próby bronienia dyscypliny budżetowej. "Pomimo zasadniczego eurosceptycyzmu swej partii, poszukiwał pragmatycznego podejścia do Europy, a w końcu uważano go za jednego z tych, na których można było wskazać, gdy trzeba było za granicą udowodnić, że również w obozie braci Kaczyńskich przy całej homofobicznej, antyniemieckiej i narodowo-klerykalnej retoryce, u steru znajdują się w zasadzie fachowcy kierujący się trzeźwym rozsądkiem" - czytamy.
"Ten człowiek poślizgnął się teraz na kartoflu. Jarosławowi Kaczyńskiemu trudno będzie zebrać taki kapitał zaufania jak jego poprzednikowi" - stwierdził w konkluzji autor komentarza.
pap, ab