Wystosował też kolejne ostrzeżenie pod adresem Iranu i Syrii, głównych sponsorów Hezbollahu.
"Iran musi zaprzestać finansowego wsparcia dla Hezbollahu i zaopatrywania go w broń. Syria musi przestać popierać terror i musi respektować suwerenność Libanu" - dodał prezydent.
Bush ponownie wyraził żal z powodu cywilnych ofiar izraelskich bombardowań w Libanie, ale podkreślił, że "Izrael ma prawo się bronić".
"Obecny kryzys jest częścią szerszej walki między siłami wolności i siłami terroru na Bliskim Wschodzie" - powiedział Bush. Aby te pierwsze zwyciężyły, potrzeba będzie - jak oświadczył - "wiele pracy, ale jest to zadanie niezbędne", gdyż tylko w ten sposób można zapewnić bezpieczeństwo USA i całemu światu.
Prezydent powiedział, że w poniedziałek po południu (czasu lokalnego) spotka się z sekretarz stanu Condoleezzą Rice, aby naradzić się z nią co dalszych kroków w sprawie kryzysu. Rice wróciła wcześniej niz planowała ze swej kolejnej misji na Bliski Wschód.
Komentatorzy amerykańscy są sceptyczni, czy plan przedstawiony przez Busha umożliwi osiągnięcie pokoju.
Jak powiedział w telewizji Fox News były ambasador USA w Egipcie Edward ("Ned") Walker, siły międzynarodowe nic nie zdziałają, jeżeli nie wyrażą na nie zgody główne strony konfliktu: Izrael i Hezbollah, oraz popierające islamistów Syria i Iran.
pap, ss