W kolejnym przemówieniu przed piątą rocznicą ataku na USA 11 września 2001 r. prezydent George Bush podkreślił, że USA prowadzi "ideologiczną" walkę z islamskimi ekstremistami, w której stawką są dalsze losy świata.
Przemawiając przez 45 minut w Stowarzyszeniu Oficerów Wojska w Waszyngtonie, Bush przedstawił Al-Kaidę jako przeciwnika wyznającego totalitarny światopogląd i zmierzającego do przywrócenia muzułmańskiego kalifatu na obszarach "od Europy i Afryki Północnej do Azji Południowo-Wschodniej"
"To jest wielka ideologiczna walka XXI stulecia i nasze pokolenie musi ją wygrać. (...) Oto słowa Osamy bin Ladena: 'Śmierć jest lepsza niż życie na tym świecie z niewiernymi wśród nas'. Radykałowie z Al-Kaidy zadeklarowali bezkompromisową wrogość wobec wolności. Jest głupotą sądzić, że można z nimi negocjować" - powiedział Bush.
"Bin Laden wyraził swe zamiary tak jasno, jak niegdyś Lenin i Hitler" - dodał.
Bush ponownie porównał islamski ekstremizm do hitleryzmu i komunizmu, ale - jak zwrócili uwagę obserwatorzy - nie nazwał tym razem islamskich terrorystów "islamo-faszystami", jak w poprzednim wystąpieniu.
Podobnie jak Al-Kaidzie, zrzeszającej muzułmanów-sunnitów, Bush wiele miejsca poświęcił tym razem szyickiej "Partii Boga" (Hezbollah), terrorystycznej organizacji działającej w Libanie i sponsorowanej przez Iran.
Przypomniał, że chociaż nie zaatakowała ona USA na ich terytorium, jest odpowiedzialna m.in. za zamach na koszary amerykańskich marines w Bejrucie w 1983 r., w którym zginęło 241 żołnierzy.
Prezydent podkreślił następnie, że Iran stanowi zagrożenie dla pokoju światowego, ma ambicje opanowania całego regionu Zatoki Perskiej i zaatakowania Izraela. Oświadczył, że nie pozwoli, aby reżim irański wszedł w posiadanie broni atomowej.
Jak poprzednio, Bush przekonywał także, że Irak pod rządami Saddama Husajna zagrażał pokojowi i Ameryce i usunięcie dyktatora było niezbędne. Nie można w związku z tym - argumentował - pospiesznie wycofywać się z Iraku, dopóki nie pozostawi się tam rządu gwarantującego, że kraj ten nie stanie się ośrodkiem terroryzmu.
pap, ab
"To jest wielka ideologiczna walka XXI stulecia i nasze pokolenie musi ją wygrać. (...) Oto słowa Osamy bin Ladena: 'Śmierć jest lepsza niż życie na tym świecie z niewiernymi wśród nas'. Radykałowie z Al-Kaidy zadeklarowali bezkompromisową wrogość wobec wolności. Jest głupotą sądzić, że można z nimi negocjować" - powiedział Bush.
"Bin Laden wyraził swe zamiary tak jasno, jak niegdyś Lenin i Hitler" - dodał.
Bush ponownie porównał islamski ekstremizm do hitleryzmu i komunizmu, ale - jak zwrócili uwagę obserwatorzy - nie nazwał tym razem islamskich terrorystów "islamo-faszystami", jak w poprzednim wystąpieniu.
Podobnie jak Al-Kaidzie, zrzeszającej muzułmanów-sunnitów, Bush wiele miejsca poświęcił tym razem szyickiej "Partii Boga" (Hezbollah), terrorystycznej organizacji działającej w Libanie i sponsorowanej przez Iran.
Przypomniał, że chociaż nie zaatakowała ona USA na ich terytorium, jest odpowiedzialna m.in. za zamach na koszary amerykańskich marines w Bejrucie w 1983 r., w którym zginęło 241 żołnierzy.
Prezydent podkreślił następnie, że Iran stanowi zagrożenie dla pokoju światowego, ma ambicje opanowania całego regionu Zatoki Perskiej i zaatakowania Izraela. Oświadczył, że nie pozwoli, aby reżim irański wszedł w posiadanie broni atomowej.
Jak poprzednio, Bush przekonywał także, że Irak pod rządami Saddama Husajna zagrażał pokojowi i Ameryce i usunięcie dyktatora było niezbędne. Nie można w związku z tym - argumentował - pospiesznie wycofywać się z Iraku, dopóki nie pozostawi się tam rządu gwarantującego, że kraj ten nie stanie się ośrodkiem terroryzmu.
pap, ab