"To nie jest na miarę naszych ambicji w NATO. Oczekujemy od NATO poważnego traktowania, a to oznacza, że my też musimy traktować Sojusz poważnie. Wykonamy te zobowiązania, które moi poprzednicy przekazali Sojuszowi i o których parlament był informowany" - powiedział, przypominając, że udzielał wyjaśnień na ten temat w Sejmie.
Rząd RP zapowiedział we wrześniu wysłanie w lutym 1000 wojsk do Afganistanu. Kontyngent taki obiecywał Sojuszowi już rząd premiera Belki, ale miał on się udać do tego kraju o pół roku później. Decyzja przyspieszenia misji wywołała spory i krytykę w Warszawie.
Pytany o tarczę antyrakietową i jej ewentualną lokalizację w Polsce, Sikorski zapewnił, że w rozmowie z Rumsfeldem "nie podejmował tego tematu". Na pytanie, czy on sam nie poruszył tej sprawy na spotkaniu, szef MON odpowiedział: "Nie wszystkie sprawy, które omawia się między ministrami obrony, są sprawami jawnymi".
Nie odpowiedział na pytanie, czy USA byłyby gotowe pomóc Polsce w umocnieniu swej obrony powietrznej - w związku z ryzykiem, jakie oznaczałaby lokalizacja amerykańskiego systemu obrony antyrakietowej w Polsce.
"Proponuję przejść do innych tematów" - powiedział twardo.
Poinformował też, że na spotkaniu z Rumsfeldem potwierdził polską ofertę, aby na terenie naszego kraju umieścić bazę powietrznego zwiadu elektronicznego NATO, znanego pod skrótem AGS (Air Ground Surveillance). Miałaby ona powstać w Wielkopolsce.
"Zapewniłem, że wszystkie prace związane z infrastrukturą techniczną takiej bazy zostałyby wykonane" - powiedział. Zapytany, jak zareagował na ofertę szef Pentagonu, odpowiedział: "Przyjął ją ze zrozumieniem. Odniosłem wrażenie, że moje argumenty do niego dotarły".
Sikorski długo bronił racji stojących za znaczącym udziałem wojsk polskich w operacji w Afganistanie. Przyznał, że jest to misja niebezpieczna, ale podkreślił, że wynika ona ze zobowiązań sojuszniczych Polski wobec NATO.
"Gdyby w Afganistanie było bezpiecznie, wysłalibyśmy tam policję. Żołnierzy wysyła się tam, gdzie jest trudno. Nigdy nie ukrywałem, że to trudna misja" - oświadczył.
Podkreślił jednak, że udział w operacji afgańskiej jest "naczelny dla polskiego interesu narodowego", ponieważ będzie potwierdzeniem, że Polska wykonuje zobowiązania wynikające z artykułu V Traktatu Waszyngtońskiego (statut NATO), nakazującego wzajemną obronę w razie zagrożenia.
"Nie wyobrażamy sobie sytuacji, by polscy żołnierze mogli nie przyjść z pomocą swoim sojusznikom znajdującym się w opałach, bo takiego samego traktowania spodziewamy się po naszych sojusznikach" - powiedział.
Dodał też, że Polacy mają poza tym dług wdzięczności wobec Afgańczyków, ponieważ ich opór przeciw inwazji radzieckiej w latach 80. przyczynił się decydująco do bankructwa i rozpadu ZSRR, a więc i uwolnienia Polski.
"Wiemy, po co tam jesteśmy. Ci bezimienni Afgańczycy wpłynęli na nasze losy" - powiedział.
Poinformował też, że wojska polskie pospieszą na pomoc do regionu, gdzie będzie trzeba wzmocnić posiłki.
Minister odrzucił krytykę wyrażaną przez opozycję - m.in. byłego szefa MON Bronisława Komorowskiego - która zarzuciła obecnemu rządowi, że wysyła do Afganistanu głównie zwykłych żołnierzy, a nie - jak pierwotnie planowano - dowódców.
"W strukturach dowódczych w Afganistanie bierzemy udział. Będzie tam nie tylko generał -dowódca polskiego kontyngentu, lecz także zastępca (dowódcy) operacji NATO-wskiej, i drugi polski generał, który będzie doradzał sztabowi generalnemu Afganistanu" - powiedział.
Sikorski poinformował też, że z Rumsfeldem rozmawiał ponadto o transformacji polskiej armii. Szef Pentagonu - jak powiedział - chwalił plany jej profesjonalizacji.
pap, ab