Historia kołem się toczy, a polska kultura polityczna jest podobna do litewskiej. Jest więc duża szansa, że Warszawa powtórzy scenariusz, który powstał w Wilnie. Obecny kryzys rządowy pokazuje (jak wcześniej na Litwie), jak ciężko współpracuje się z populistami. A może być jeszcze gorzej. Za mniej więcej rok Andrzej Lepper lub Roman Giertych (a może obaj?) powinien skompromitować się jakąś aferą i stracić miejsce w rządzie. Na przedterminowe wybory nie zgodzą się Samoobrona i Liga Polskich Rodzin, bojąc się utraty popularności. W konsekwencji mniejszościowy rząd PiS będzie wegetował, żebrząc o poparcie przy każdym głosowaniu (ciekawe, czy zwróci się o pomoc do SLD?).
Scenariusz nieprawdopodobny? Od uzyskania niepodległości przez Polskę w 1989 roku i Litwę dwa lata później, losy naszych krajów ściśle się ze sobą przeplatają. W Wilnie zawsze są wybory rok przed naszymi i w Polsce zawsze powtarza się litewski scenariusz - jak u nich wygrywa prawica, to u nas jest tak samo. Rok temu na Litwie wygrali populiści - w Polsce także demagodzy z LPR i Samoobrony stali się częścią koalicji rządzącej. W takiej sytuacji pytanie jest tylko jedno - kto wyłoży się pierwszy - Lepper, czy Giertych?