Niektórzy mówią, że Szamil Basajew nie mógł funkcjonować tak długo bez cichej aprobaty rosyjskich służb specjalnych. Wiele ataków, do których przyznał się potem, przeprowadzono zadziwiająco łatwo. Okazywało się, że ciężarówka wypełniona ładunkami wybuchowymi i uzbrojonymi ludźmi może spokojnie krążyć po Rosji przez nikogo nie zatrzymywana. Nigdy tego nie wyjaśniono. Politycznie Basajew był Rosjanom w pewien sposób na rękę. Jego poczynania były argumentem do kontynuacji wojny w Czeczenii; wokół znienawidzonej postaci Basajewa, Putin mógł zagrzewać Rosję do walki.
Siłą Basajewa było to, że zdołał zebrać pod swoimi skrzydłami ludzi niezadowolonych z sytuacji na Kaukazie i zarazem gotowych na wszystko, aby ją zmienić. Zorganizował im pieniądze, które szeroką rzeką płynęły z krajów arabskich za propagowanie radykalnej wersji islamu. Roztoczył przed nimi wizję zemsty na Rosji, a przede wszystkim pokazał, że stosunkowo małym nakładem sił i środków mogą działać - jeśli nie skutecznie, to przynajmniej przyciągając uwagę całego świata.
Basajew to piąty przywódca separatystów zgładzony przez Rosję od początku lat 90. Dżochar Dudajew zginął w kwietniu 1996 r. zabity rosyjską rakietą. Selim Chan Jandarbijew został zabity w lutym 2004 r. w Katarze w zamachu bombowym zorganizowanym przez oficerów rosyjskiego wywiadu. Maschadow został osaczony i zabity pod Groznym w marcu 2005 r. Jego następca Sadułajew zginął kilka tygodni temu. Dosłownie parę dni temu, podczas obrad Obywatelskiego G8 Władimir Putin zapewniał, że w Czeczenii "rosyjscy żełnierze zajmują się tym samym, czym w innych częściach federacji: nauką i pełnieniem służby". Szamil Basajew odebrał właśnie ostatnią lekcję.