"Wszystko układa się w jedną całość. Prowokacja, która miała zdyskredytować mnie i organizację, nie powiodła się, bo mam poparcie ludzi na Białorusi i w Polsce, nie tylko Polaków, lecz także Białorusinów. Chcą więc tak zrobić, żebym nie mogła zabrać głosu" - oceniła Borys.
Prezes ZPB miała w poniedziałek towarzyszyć Alaksandrowi Milinkiewiczowi w podróży do Strasburga, gdzie lider białoruskich sił demokratycznych ma odebrać nagrodę im. Sacharowa, przyznaną przez Parlament Europejski. "Chodzi o to, żeby mi to (wyjazd) uniemożliwić" - uważa Borys.
Według Borys, na przesłuchaniu pytano ją po raz kolejny m.in. o to, z kim się spotykała, czy jeździła do Polski, z kim jechała samochodem, gdy w drodze z Wilna przeszukano jej samochód na przejściu granicznym.
W środę miał też zeznawać kierowca i właściciel auta Andrzej Lisowski, który występuje w sprawie jako podejrzany. Nie przyszedł jednak, bo jego adwokat zachorował - wyjaśniła Borys.
Według białoruskich celników, w samochodzie, którym 29 października jechała Borys, znaleziono w bocznym lusterku pakunek z amfetaminą. Początkowo przedstawiciele władz celnych z Mińska mówili, że było to 1,5 grama heroiny.
W oświadczeniu kierownictwa ZPB podkreślono, że narkotyk został podrzucony. Zażądano też od władz białoruskich zaprzestania prześladowań i uznania ZPB.
Władze celne z Grodna wszczęły śledztwo, a następnie przekazały sprawę KGB. Za przemyt narkotyków grozi na Białorusi od 3 do 7 lat więzienia.
ab, pap