Zamachy z 11 września 2001 roku, a także kilka kolejnych, miały sprawić, że ludzie przestaną ruszać się z domów przerażeni nieustanną groźbą śmiercionośnej eksplozji. Tymczasem nic z tych rzeczy. Jak pokazują dane Zrzeszenia Międzynarodowego Transportu Lotniczego (IATA), w 1996 roku samolotami leciało 1,4 mld osób, a w ubiegłym roku na ich pokłady wsiadło już dwa miliardy. Ten nieustanny wzrost liczby pasażerów zamachy na Nowy Jork i Waszyngton zatrzymały tylko na chwilę - już w 2003 roku liczba podróżujących samolotami przekroczyła tę z 2000 roku. Wprawdzie linie lotnicze wydają krocie na zabezpieczenia (rocznie 5,6 mld dola-rów), ale jednak przy takiej masie osób korzystających z samolotów ryzyka zamachu nie da się całkowicie wyeliminować. I tu właśnie z pomocą przychodzą sami pasażerowie.
Incydent z zawróceniem samolotu pokazuje, że Europejczycy i Amerykanie przestali tylko liczyć na policję, wojsko i polityków w walce z terrorystami. Dziś każdy z nas jest antyterrorystą - patrzymy sąsiadom na ręce, zwracając uwagę, czy nie próbują odpalić bomby. Wprawdzie to nic przyjemnego non stop podejrzewać kogoś o niecne czyny, ale to jedyna szansa na wyeliminowanie terroryzmu z naszego życia. Dobrze, że coraz więcej osób ma tego świadomość.