Szwedzki model socjalny daje nadzieję tym, którzy nie stracili wiary, że kapitalizm da się poskromić. Dla leseferystów, Szwecja to tylko wyjątek potwierdzający regułę. Rację mają ci, którzy uważają, że szwedzki model powinien iść do remontu.
Szwedzi, tak jak reszta krajów nordyckich są wyjątkowi. 65 lat rządów socjaldemokratów nie pogrążyło ich w biedzie i bezczynności. Wręcz przeciwnie. Szwedzi stawiani są za pomnikowy wzór: oto można pogodzić społeczną wrażliwość z wielkim dobrobytem. Wystarczy więc podnieść drastycznie podatki, a poziom edukacji, służby zdrowia, transportu symetrycznie pójdzie w górę. I za kilka lat "The Guardian" napisze o nas, że jesteśmy "społeczeństwem sukcesu".
Problem w tym, że kiedy podniesiemy piękny dywan Ikei zobaczymy szwedzką gospodarkę. A tam bałagan. Szwedzi owszem produkują piękne statystyki, ale są one mocno przekłamane. Największym problemem Szwecji jest dziś bezrobocie, oficjalne na poziomie 7 proc. Nieoficjalnie jest ponad dwa razy większe, gdyż rząd uznaje za pracujących studentów, zatrudnionych w robotach publicznych, czy wcześniejszych emerytów. Nie liczeni są też imigranci, z których - wedle badań niezależnych instytutów - nie pracuje ponad 70 proc., przez co także nie ma co liczyć na ich integrację. Bezrobocie wśród młodzieży jest jednym z najwyższych w Europie. W dodatku sektor publiczny jest jednym z najmniej wydajnych na świecie, a prywatny od lat nie tworzy miejsc pracy.
To powoduje, że paliwo napędzające szwedzki wzrost gospodarczy niedługo się skończy. Szwecja już traci w rankingu najbogatszych państw OECD. Winę za to ponoszą po części związki zawodowe, które będąc powiązane z rządem (zatrudniającym 30 proc. pracowników) zyskały masę przywilejów. W Szwecji trudno dziś zatrudniać. Wszystkie wielkie firmy powstały przed rokiem 1970, i to one ciągną dziś wzrost gospodarczy. Pytanie tylko jak długo Volvo, Ikea, Ericsson czy Telia będą miały na to siłę.
Problem w tym, że kiedy podniesiemy piękny dywan Ikei zobaczymy szwedzką gospodarkę. A tam bałagan. Szwedzi owszem produkują piękne statystyki, ale są one mocno przekłamane. Największym problemem Szwecji jest dziś bezrobocie, oficjalne na poziomie 7 proc. Nieoficjalnie jest ponad dwa razy większe, gdyż rząd uznaje za pracujących studentów, zatrudnionych w robotach publicznych, czy wcześniejszych emerytów. Nie liczeni są też imigranci, z których - wedle badań niezależnych instytutów - nie pracuje ponad 70 proc., przez co także nie ma co liczyć na ich integrację. Bezrobocie wśród młodzieży jest jednym z najwyższych w Europie. W dodatku sektor publiczny jest jednym z najmniej wydajnych na świecie, a prywatny od lat nie tworzy miejsc pracy.
To powoduje, że paliwo napędzające szwedzki wzrost gospodarczy niedługo się skończy. Szwecja już traci w rankingu najbogatszych państw OECD. Winę za to ponoszą po części związki zawodowe, które będąc powiązane z rządem (zatrudniającym 30 proc. pracowników) zyskały masę przywilejów. W Szwecji trudno dziś zatrudniać. Wszystkie wielkie firmy powstały przed rokiem 1970, i to one ciągną dziś wzrost gospodarczy. Pytanie tylko jak długo Volvo, Ikea, Ericsson czy Telia będą miały na to siłę.