Z Brukseli nadeszły dziś dwie wiadomości. Jedna dobra, druga zła. Obie ważne. Pierwsza, dobra to taka, że wreszcie koniec z spędzającym sen z powiek problemem różnych opakowań. Zła jest taka, że unia nie będzie się dalej rozszerzać, jeśli nie będzie "rozwiązań instytucjonalnych", czyli konstytucji.
Już niedługo w całej unii opakowania mleka, masła i kawy, będą identyczne. Już nigdy roztargniony Europejczyk nie pomyli masła z kawą. To bardzo dobrze. Ten kompromis jest z pewnością krokiem na przód w budowie nowoczesnego społeczeństwa i ważny dla producentów kawy.
Kwestia druga jest dla Europejczyków może mniej ważna, ale dla prawie Europejczyków, tych stojących w przedsionku do UE o wiele istotniejsza. To "rozwiązania instytucjonalne", których UE potrzebuje, by się na nich otworzyć. Chodzi o konstytucję. Ona ma sprawić, że Europa stanie się bardziej pojemna. Bruksela stosuje ten straszak już od dawna. Nie trzeba daleko sięgać pamięcią. Ostatnia fala rozszerzenia miała sprawić załamanie instytucji europejskich. Wystraszeni Europejczycy nałożyli mnóstwo okresów przejściowych i sankcji dla dzikiego wschodu. Tylko Brytyjczycy byli na tyle odporni i oni w końcu na wszystkim najwięcej zarobili.
Ciekawe jest natomiast, że o konstytucji Barroso przypomniał sobie właśnie teraz. Jeszcze niedawno trwał okres refleksji i nikt nie zaprzątał sobie głowy czymś tak skomplikowanym. Europa potrzebuje dziś sukcesu, a jeszcze bardziej potrzebuje go zbliżająca się prezydencja niemiecka. To by dało nowy impuls dla pozycji międzynarodowej Berlina i sprawiłoby, że Niemcy znowu zaczęłyby odrywać rolę "pierwszego" w UE. Oczywiście w tandemie z Paryżem. To dlatego mówi się dalej mało realnej wielkiej o konstytucji, a nie o traktacie określającym warunki dalszego funkcjonowania UE. Europejczycy, jak słusznie zauważył de Villepin muszą zauważyć, że ich Europa idzie na przód. Nie przypadkowo więc, obie dzisiejsze informacje pojawiły się razem.
Kwestia druga jest dla Europejczyków może mniej ważna, ale dla prawie Europejczyków, tych stojących w przedsionku do UE o wiele istotniejsza. To "rozwiązania instytucjonalne", których UE potrzebuje, by się na nich otworzyć. Chodzi o konstytucję. Ona ma sprawić, że Europa stanie się bardziej pojemna. Bruksela stosuje ten straszak już od dawna. Nie trzeba daleko sięgać pamięcią. Ostatnia fala rozszerzenia miała sprawić załamanie instytucji europejskich. Wystraszeni Europejczycy nałożyli mnóstwo okresów przejściowych i sankcji dla dzikiego wschodu. Tylko Brytyjczycy byli na tyle odporni i oni w końcu na wszystkim najwięcej zarobili.
Ciekawe jest natomiast, że o konstytucji Barroso przypomniał sobie właśnie teraz. Jeszcze niedawno trwał okres refleksji i nikt nie zaprzątał sobie głowy czymś tak skomplikowanym. Europa potrzebuje dziś sukcesu, a jeszcze bardziej potrzebuje go zbliżająca się prezydencja niemiecka. To by dało nowy impuls dla pozycji międzynarodowej Berlina i sprawiłoby, że Niemcy znowu zaczęłyby odrywać rolę "pierwszego" w UE. Oczywiście w tandemie z Paryżem. To dlatego mówi się dalej mało realnej wielkiej o konstytucji, a nie o traktacie określającym warunki dalszego funkcjonowania UE. Europejczycy, jak słusznie zauważył de Villepin muszą zauważyć, że ich Europa idzie na przód. Nie przypadkowo więc, obie dzisiejsze informacje pojawiły się razem.