Atmosfera była oczywiście bardzo miła. Rosyjski minister jest bardzo wprawnym i obytym dyplomatą i nie unikał trudnych pytań. Z takimi ludźmi jest tak, że gdy mówią ci, byś uciekał gdzie pieprz rośnie, ty cieszysz się na perspektywę długiej podróży. Wizyta, choć skończyła się deklaracją o spotkaniu prezydentów (co jest normalne) nic nie wniosła. Była jedynie ustanowieniem zakresu kwestii spornych. Mogło być więcej, ale w Polsce mamy kryzys rządowy i taką, a nie inną minister dyplomacji. Anna Fotyga nie ma w Polsce autorytetu oraz pełnomocnictw do samodzielnej polityki, więc Rosjanie to bezlitośnie wykorzystują. Kilka dni przed wizytą rosyjska prasa z lubością wyliczała nękające Polskę kryzysy.
Bardzo dobrze, że znowu rozmawiamy z Rosjanami. Tylko w ten sposób da się budować oficjalne stosunki międzypaństwowe. Te nieoficjalne i te gospodarcze są bardzo dobre i szkoda byłoby je psuć. Niestety dalszy rozwój wypadków zależy od Moskwy. Jeśli Władimir Putin uzna, że chce się spotkać z Kaczyńskim (bez prowokacyjnej Białorusi), to się z nim spotka. Jeśli nie, to nie. Podobnie z eksportem polskiego mięsa. Polsce zależy na złagodzeniu napięć. Wydaje się, że Lech Kaczyński jest zdeterminowany, by "zajrzeć w duszę rosyjskiego niedźwiedzia".