Najciekawsza w całej obronie Gyurcsany'ego była postawa Brukseli. Ta przyjęła jego tłumaczenia z wielkim uznaniem. Wszak Gyrcsany był szczery. To wystarczyło, by skompromitowany premier uzyskał pełne poparcie Komisji Europejskiej. Niech nikomu nie przyjdzie do głowy, że komisja chciała w ten sposób bronić Węgrów przed prawicowym wywrotowcem Orbanem.
Cały kryzys wiele powiedział nam także o naszej środkowoeuropejskiej kondycji. Głosy Zachodu są tu najciekawsze. Dowiedzieliśmy się, że mamy turbulencje, nie pasujemy do europejskiego garnituru i w ogóle marnie u nas z kulturą polityczną. Z tym ostatnim w regionie rzeczywiście źle. Niedawno upadł rząd Mirka Topolanka w Czechach, trwa kryzys w Warszawie, a Robert Fico ze Słowacji co rusz musi się tłumaczyć ze słów koalicjanta Jana Sloty. Na Zachodzie takie kryzysy zdarzają się dość często (niedawno przez miesiąc paliła się francuska ulica), jednak to nam młodym demokracjom grozi pukający do naszych drzwi faszyzm i homofobia. Na szczęście jest Komisja Europejska.