Ośrodki do rejestracji podziemnych eksplozji jądrowych nie przez przypadek lokuje się tam gdzie są stacje sejsmiczne. Niektóre amerykańskie systemy do nasłuchiwania eksplozji jądrowych rozlokowane na dnie Oceanu Indyjskiego i Pacyfiku dzisiaj służą do ostrzegania przed nadciągającymi falami tsunami. Sztuka polega na tym, żeby odkryć kiedy i jak Ziemia się trzęsie. Gdy wybuch atomowy jest duży - jak twierdzą specjaliści - łatwo odróżnić go od konwencjonalnego. Kłopot zaczyna się, gdy eksplozja jest mała. Tak jak ta sprzed kilku miesięcy w Korei Północnej. Do dzisiaj nie ma pewności czy wybuchła tam bombą jądrowa.
Nie ma potwierdzonych informacji o tym, że Izrael przeprowadził kiedykolwiek próbę swojej bomby jądrowej. Skoro takiej próby nie przeprowadził, Żydzi doskonale wiedzą, że można mieć bombę bez testowania jej. A skoro przeprowadził, wiedzą o tym, że można testować broń jądrową w tajemnicy przed światem zewnętrznym. W obydwu tych przypadkach niepotrzebna się wydaje baza, która za pieniądze ONZ powstanie na pustyni Negev. O co w takim razie chodzi?