Szantaż musi trafić na podatny grunt, żeby został spełniony. W tym przypadku Bułgarzy trafili w dziesiątkę. Bojąca się atomu Europa pewnie zaakceptuje wymuszone rekompensaty. Widmo Czarnobyla - choć zupełnie niesłusznie - dalej majaczy nad Starym Kontynentem. Poza tym wrogość wobec energetyki jądrowej jest niemalże wpisana w lewicowość. A Europa - poza kilkoma wysepkami - jest lewicowa właśnie. Taka sytuacja jest na rękę przeciwnikom rozwiązań jądrowych. Będą mogli powiedzieć - nie zważając na fakty - "widzicie, ze starą elektrownią są tylko kłopoty, najlepiej nie budować ich wcale".
To co teraz dzieje się w Bułgarii, przypomina mi sytuację sprzed kilku dobrych lat z Ukrainą w roli głównej. Stare bloki jądrowe zamiast zostać zamknięte, posłużyły - skutecznie zresztą - do szantażowania opinii światowej. Zachód zamiast wymóc ich zamknięcie, wolał płacić. W ratach. Nie dlatego, że wpłata została podzielona na części, ale dlatego, że z każdym przelewem, ukraińskie apetyty rosły. Tak jest i teraz. Bułgaria dostała już 220 mln euro. Dostała, bo obiecała zamknąć reaktory. Teraz chce więcej. Czy potem będzie chciała jeszcze więcej?