"Dziewczynka w czerwonym płaszczyku" Romy Ligockiej odważnie mówi o zatruciu ludzi cierpieniem i lękiem przez dwa totalitaryzmy
Dziewczynka patrzyła w krakowskim getcie na potworność świata, okrucieństwo, masowe zabijanie ludzi. Nieustanny strach zmieszany z absurdalnym poczuciem winy pozostał w niej do końca życia, zatruwając każdą radość, kalecząc miłość, niszcząc szczęście. Nigdy nie stała się spokojną, ufną kobietą.
Roma Ligocka, autorka "Dziewczynki w czerwonym płaszczyku", nie była już młoda, kiedy zdecydowała się napisać książkę o swoim życiu. Postanowiła to zrobić, wstrząśnięta widokiem wylęknionej czteroletniej dziewczynki w dobrze zapamiętanym płaszczyku, która szła ku niej na filmie "Lista Schindlera". To była ona. Oglądała siebie niegdysiejszą i zarazem przez dziesięciolecia tę samą.
Nie mogła pojąć świata, na który patrzyła jako cztero-, pięciolatka, ale skoro chciano ją zabić i musiała się ukrywać, myślała, że było w niej coś strasznego. Z latami to poczucie winy żywiło się wciąż nowymi sprawami, grzechami, zbyt oschłą miłością do matki, błędami w małżeństwie lub przyjaźni. Nie mijał także lęk przed światem, bo świat nie stawał się zrozumiały i bezpieczny, a trup wciąż słał się gęsto w wojnach, rzeziach, zabójstwach. Dziewczynka ocalona, przechowana przez dobrych i odważnych Polaków, jako dorosła kobieta nie ufała światu, ludziom, a nawet sobie. Cierpiała również wtedy, gdy jej życie było usłane różami albo gdy jako naiwna komunistka żyła krótko złudzeniami, że da się zbudować utopijny świat spo-łecznej sprawiedliwości. Depresyjny lęk był wciąż powracającym motywem jej życia, aż do niebezpieczeństwa samozatraty z powodu uzależnienia od leków. Samotnie, bez pomocy lekarskiej, zdołała pokonać i tę psychiczną zapaść. Jej lęk miał godnego przeciwnika: jej niewyczerpaną żywotność. Wystraszoną dziewczynkę w czerwonym płaszczyku niosła w sobie czule i cierpliwie, ukrywała na dnie duszy, nie pozwalała jej zginąć w niepamięci. Zdecydowała się nawet poprzez pisanie ocalić ją dla innych.
Jako motto do książki wybrała słowa Zbigniewa Herberta z "Przesłania Pana Cogito": "ocalałeś nie po to aby żyć/ masz mało czasu trzeba dać świadectwo". Myślę, że książka Ligockiej stała się światowym bestsellerem między innymi dlatego, że odważnie mówi o zatruciu ludzi cierpieniem i lękiem przez dwa totalitaryzmy, które wprawdzie zostały pokonane, ale nie zniknęły z wnętrza ofiar. Stały się także wzorami myślenia i działania pokoleń nacjonalistów, antysemitów, satanistów, zwolenników siły i przemocy. Czujemy się wciąż zagrożeni, jesteśmy niepewni przyszłości tej nowej wspaniałej cywilizacji XXI wieku.
Autorka z większym trudem przedzierała się do świata niż Roman Polański, jej kuzyn, o którym wiele ciekawych rzeczy opowiada w książce. Ukończyła jednak Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, malowała obrazy, stała się cenionym w wielu krajach scenografem teatralnym, dużo podróżowała, pracowała w różnych krajach, obracała się w środowisku polskiej i międzynarodowej cyganerii artystycznej. Miała tak barwnych przyjaciół jak Piotr Skrzynecki i mężów, uznanych artystów. Mimo to wciąż nie mogła ustalić własnej tożsamości, czuła się jednocześ-nie Polką, Żydówką i obywatelką świata. Wierzenia, tradycje, wartości i uczucia tworzyły w niej bolesny kłąb. Nawet miłość do matki stanowiła źródło udręczenia: "Moja mama cierpi. Boi się, że mnie straci, że straci tę jedyną osobę, którą ocaliła z wojny, najcenniejszą istotę, jaką posiada. Ale ja nie chcę być posiadana! Staram się nie odczuwać więcej jej lęku. Staram się wyrwać sobie moją mamę z serca. Chcę uciec daleko od przeszłości".
To się oczywiście nie udaje, pozostaje jednak głębokie poczucie winy. Obwinia siebie także bezsensownie o alkoholizm męża. Pozostała wciąż dziewczynką z getta, która nie myślała, że winni są Niemcy i gestapo: "Ci blondyni byli dobrzy i piękni z tymi wyczyszczonymi butami - winna byłam właściwie ja". Jedynym pewnym szczęściem i miłością pozostanie w jej życiu syn Jakub, któremu dedykowała książkę. Chociaż błądząc z dzieckiem po świecie, mieszkając wciąż w innych miastach, wyrzuca sobie tę artystyczną włóczęgę: "Kim jesteś? Gdzie twoje miejsce? Gdzie twoja ojczyzna Rodzina? Twój świat? - Nigdzie".
Okazuje się jednak, że wszędzie. Jej książka po targach frankfurckich stała się bestsellerem i została przetłumaczona na wiele języków. Ludzie kupują ją, bo znaleźli w niej własne doświadczenia. Żyjemy przecież w świecie włóczęgów, emigrantów, wygnańców, zagubionych wewnętrznie. Nie wyzbyliśmy się lęku, ale nie zrezygnowaliśmy też z tęsknoty za miłością.
Roma Ligocka, autorka "Dziewczynki w czerwonym płaszczyku", nie była już młoda, kiedy zdecydowała się napisać książkę o swoim życiu. Postanowiła to zrobić, wstrząśnięta widokiem wylęknionej czteroletniej dziewczynki w dobrze zapamiętanym płaszczyku, która szła ku niej na filmie "Lista Schindlera". To była ona. Oglądała siebie niegdysiejszą i zarazem przez dziesięciolecia tę samą.
Nie mogła pojąć świata, na który patrzyła jako cztero-, pięciolatka, ale skoro chciano ją zabić i musiała się ukrywać, myślała, że było w niej coś strasznego. Z latami to poczucie winy żywiło się wciąż nowymi sprawami, grzechami, zbyt oschłą miłością do matki, błędami w małżeństwie lub przyjaźni. Nie mijał także lęk przed światem, bo świat nie stawał się zrozumiały i bezpieczny, a trup wciąż słał się gęsto w wojnach, rzeziach, zabójstwach. Dziewczynka ocalona, przechowana przez dobrych i odważnych Polaków, jako dorosła kobieta nie ufała światu, ludziom, a nawet sobie. Cierpiała również wtedy, gdy jej życie było usłane różami albo gdy jako naiwna komunistka żyła krótko złudzeniami, że da się zbudować utopijny świat spo-łecznej sprawiedliwości. Depresyjny lęk był wciąż powracającym motywem jej życia, aż do niebezpieczeństwa samozatraty z powodu uzależnienia od leków. Samotnie, bez pomocy lekarskiej, zdołała pokonać i tę psychiczną zapaść. Jej lęk miał godnego przeciwnika: jej niewyczerpaną żywotność. Wystraszoną dziewczynkę w czerwonym płaszczyku niosła w sobie czule i cierpliwie, ukrywała na dnie duszy, nie pozwalała jej zginąć w niepamięci. Zdecydowała się nawet poprzez pisanie ocalić ją dla innych.
Jako motto do książki wybrała słowa Zbigniewa Herberta z "Przesłania Pana Cogito": "ocalałeś nie po to aby żyć/ masz mało czasu trzeba dać świadectwo". Myślę, że książka Ligockiej stała się światowym bestsellerem między innymi dlatego, że odważnie mówi o zatruciu ludzi cierpieniem i lękiem przez dwa totalitaryzmy, które wprawdzie zostały pokonane, ale nie zniknęły z wnętrza ofiar. Stały się także wzorami myślenia i działania pokoleń nacjonalistów, antysemitów, satanistów, zwolenników siły i przemocy. Czujemy się wciąż zagrożeni, jesteśmy niepewni przyszłości tej nowej wspaniałej cywilizacji XXI wieku.
Autorka z większym trudem przedzierała się do świata niż Roman Polański, jej kuzyn, o którym wiele ciekawych rzeczy opowiada w książce. Ukończyła jednak Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, malowała obrazy, stała się cenionym w wielu krajach scenografem teatralnym, dużo podróżowała, pracowała w różnych krajach, obracała się w środowisku polskiej i międzynarodowej cyganerii artystycznej. Miała tak barwnych przyjaciół jak Piotr Skrzynecki i mężów, uznanych artystów. Mimo to wciąż nie mogła ustalić własnej tożsamości, czuła się jednocześ-nie Polką, Żydówką i obywatelką świata. Wierzenia, tradycje, wartości i uczucia tworzyły w niej bolesny kłąb. Nawet miłość do matki stanowiła źródło udręczenia: "Moja mama cierpi. Boi się, że mnie straci, że straci tę jedyną osobę, którą ocaliła z wojny, najcenniejszą istotę, jaką posiada. Ale ja nie chcę być posiadana! Staram się nie odczuwać więcej jej lęku. Staram się wyrwać sobie moją mamę z serca. Chcę uciec daleko od przeszłości".
To się oczywiście nie udaje, pozostaje jednak głębokie poczucie winy. Obwinia siebie także bezsensownie o alkoholizm męża. Pozostała wciąż dziewczynką z getta, która nie myślała, że winni są Niemcy i gestapo: "Ci blondyni byli dobrzy i piękni z tymi wyczyszczonymi butami - winna byłam właściwie ja". Jedynym pewnym szczęściem i miłością pozostanie w jej życiu syn Jakub, któremu dedykowała książkę. Chociaż błądząc z dzieckiem po świecie, mieszkając wciąż w innych miastach, wyrzuca sobie tę artystyczną włóczęgę: "Kim jesteś? Gdzie twoje miejsce? Gdzie twoja ojczyzna Rodzina? Twój świat? - Nigdzie".
Okazuje się jednak, że wszędzie. Jej książka po targach frankfurckich stała się bestsellerem i została przetłumaczona na wiele języków. Ludzie kupują ją, bo znaleźli w niej własne doświadczenia. Żyjemy przecież w świecie włóczęgów, emigrantów, wygnańców, zagubionych wewnętrznie. Nie wyzbyliśmy się lęku, ale nie zrezygnowaliśmy też z tęsknoty za miłością.
Więcej możesz przeczytać w 19/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.