"Inteligentom niepracującym" tylko w socjalizmie udawało się jakoś wyżyć
Przeziębiony. Apolityczny/ Nabolały. Nostalgiczny/ Drepce w kółko. Zagłada/ Chciałby. Pragnąłby. Mógłby. Gdyby/ Wzrok przeciera. Patrzy przez szyby/ Biały koń? Nie, śnieg pada" (K.I. Gałczyński, "Śmierć inteligenta").
Co kilka, czasem co kilkanaście lat na łamach prasy kulturalnej odżywa problem polskiej inteligencji. Niedawno doprowadzono go właściwie do absurdu, stawiając pytanie, czy inteligencja jako specyficzna warstwa społeczna w ogóle jeszcze istnieje. Kiedyś, w kolejnej rundzie dyskusji o inteligentach na łamach prasy katolickiej też brałem udział i nawet napisałem artykuł "Inteligencja katolicka". Było to w latach 60. Uświadomiłem wtedy sobie, że o ile spory pomiędzy profesorami Chałasińskim i Szczepańskim o to, co socjologicznie i kulturowo wyróżnia w naszym kraju warstwę inteligencką, dotyczą ogółu osób podpadających pod ich naukowo ustalone kryteria definicji, o tyle popularne zwroty powstałe po II wojnie światowej - jak inteligencja chłopska, katolicka, reakcyjna, postępowa, pracująca i... rozleniwiona - są nowością w polskim języku i praktyce społecznej. Po 1989 r. nie bardzo wiadomo, co z owymi mniejszościami socjologicznymi zrobić. Coraz częściej słyszymy o polskiej klasie średniej.
Zresztą i wtedy sprawa nie była jasna. W 1959 r. brałem udział w pielgrzymce do Rzymu organizowanej we Włoszech przez Akcję Katolicką, a z naszej strony przez Klub Inteligencji Katolickiej w Warszawie. Wiedzieliśmy, że warstwa inteligencka istnieje (istniała) wtedy w Polsce, Ameryce Łacińskiej, Rosji, różnych krajach Europy Środkowej i Wschodniej - ale nie we Włoszech i innych krajach zachodnich. Dlatego na naszym autobusie umieściliśmy francuski napis: "Klub Intelektualistów Katolickich". Jechało nas wtedy do Jana XXIII czterdzieści kilka osób. Tam gdzie się zatrzymywaliśmy, pytano, skąd w Polsce tylu intelektualistów, i to katolickich (I rzeczywiście, skąd?). Włochy były wtedy czerwonawe, partia komunistyczna trzymała się tam dobrze, zaś katolicyzm według marksistowskiej receptury, to myśl konserwatywna lub nawet wsteczna. W Polsce zresztą też się mówiło o inteligencji, że może być konserwatywna lub postępowa, co się właściwie utrzymało do tej pory. Nawet w ankietach personalnych używano kategorii inteligenckich do określenia wstecznego lub postępowego rodowodu obywatela. Ukułem wtedy termin "inteligent niepracujący". Na myśli miałem człowieka światłego, który poświęca się raczej rozważaniom i kontemplacji piękna niż pracy. Tylko zresztą w socjalizmie udawało się takim jakoś wyżyć. Obecnie inteligencja i Half Intelligence Service (mój copyright!), czyli plotkujący półinteligenci - nie mówiąc o ćwierć... - określani są kapitalistycznym, zaczerpniętym z dziedziny finansów mianem "budżetówki". W tym ogólnym sektorze niskich dochodów oraz lamentów mieszczą się liczni artyści, intelektualiści, naukowcy, nauczyciele i - o dziwo - wielu młodych lekarzy.
Po napisaniu powyższego kieszonkowego referatu zapytałem więc sam siebie: kim jestem? Ale czy to naprawdę takie ważne?
Więcej możesz przeczytać w 19/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.